czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział 6

Duff

Leży koło mnie. Taka drobna, malutka. Oddycha spokojnie. Jeszcze śpi. Nie mogę się na nią napatrzeć. Kosmyk jej kasztanowych włosów opada jej na policzek. Zakochałem się? Chyba tak. Jakie to jest zajebiste uczucie. Budzi się. Przeciera oczy i powoli je otwiera. Są takie piękne, turkusowe. 
- Dzień dobry skarbie. - przywitałem ją. Nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się i mnie pocałowała. Przytuliła się do mnie, jakby chciała się poczuć, że jest w stu procentach bezpieczna. Bo jest. Objąłem ją mocniej. Ciekawe co powie jutro. Jutro jej urodziny. Axl i Slash idą kupić prezent. Mam nadzieje, że się jej spodoba. Ale kurwa nagle zamiast po 5 dych, musieliśmy się złożyć po 500 dolców! Kurwa, co jej kupili? Potem się dowiem. Rano muszę zapierdzielać po tort dla mojej królewny. Odkąd Jess zgodziła się być z takim pojebem jak ja to jestem jebanym optymistą. Usłyszałem chlust. Steven już skoczył do basenu. W niedzielę skończyli budowę. Jednak "chrzest" tego basenu będzie jutro. Impreza urodzinowa przy basenie - zajebista rzecz. Dzisiaj muszę ją wziąć na długi spacer żeby Izzy i Adler coś przygotowali do żarcia. 
- Duff? 
- Taak?
- O czym tak myślisz? - zapytała.
- Kiedy Adler się w końcu utopi.
- Jesteś niemiły. - zaśmiała się. Uwielbiam jej śmiech. Jess przeciągnęła się leniwie. Przysunąłem się do niej i cmoknąłem ją w szyję, a potem wtopiłem się w jej usta. Objęła mnie mocno.
- Duff! Pożycz 2 stówki, bo kurwa mi się portfel gdzieś...oo przepraszam gołąbki, ale cały czas nie mogę się przyzwyczaić, że nie mieszkasz sam w tym pokoju. - tłumaczył się Slash.
- Radzę ci się przyzwyczaić jeśli nie chcesz mieć obitej mordy. - zdenerwowałem się trochę. A Jess? Wręcz przeciwnie. Śmiała się.
- A sprawdzałeś czy nie zostawiłeś gdzieś w spodniach do prania? - zasugerowała.
- Kurwa. Idę sprawdzić. A wy dalej się miziajcie. - zamknął za sobą drzwi.


Axl

Cały czas nie daję mi to spokoju. Jeśli to naprawdę była Victoria? Jak mogła się do takiego stanu doprowadzić? Przecież była najbogatsza w całym Lafayette. Może coś się stało? Kurwa...ale...
- Axl idziemy po ten prezent czy nie? - zapytał Slash. - Znalazłem portfel.
- Zajebiście, masz u mnie medal, a teraz chodźmy. - ubrałem ramoneskę i wyszliśmy.
- Nadal cię martwi ta sprawa z tą laską? 
- Kurwa, tyle dla mnie znaczyła. A dla Jess była jak siostra. Ile razy nam pomogła gdy nasz ojczym wpadł w furię. Potem się zakochałem i samo wyszło.
- Axl jakiś ty kurwa romantyczny.
- Przymknij się baranie. Lepiej myśl gdzie to możemy dostać.
- Może najpierw chodźmy po zdjęcia.
- A no tak. Kurwa zapomniałem. Kurwa przyśpieszmy, bo kurwa widzę, że się za nami na autografy czają, a ja nie mam humoru. Mam ważniejsze sprawy. - no i przyśpieszyliśmy. Dotarliśmy do fotografa. Wywołaliśmy i odnowiliśmy zdjęcia z najzajebistrzych chwil. Między innymi urodziny Slasha; ja, Jess i Vicky na halloween, kilka naszych zdjęć grupowych, to zdjęcia z koncertu. Jeszcze gościu ładnie nam je obramował. No dobra robota. Zapłaciliśmy i ruszyliśmy do muzycznego. Jakiś był niedaleko fotografa.  Kulturalnie wszedłem ze Slashem, nawet żem kurwa dzień dobry powiedział facetowi za ladą. Ale niestety kurwa zaraz mnie cofnęło z tego sklepu.
- Slash wychodzimy. 
- Czemu kurwa?...O ja pierdole. Na następnej przecznicy jest jeszcze jeden.
- Nie będę kupował sklepie, gdzie największe cioty świata kupują. - trzasnęliśmy za sobą drzwiami. Co się stało? Spotkaliśmy Michaelsa i CC Devila z Poisonów. Kurwa, bo rzygnę. Cioty pieprzone. No kurwa, trzeba znaleźć inny muzyczny sklepik. Na szczęście w L.A. jest ich od zajebania. No, a przecież nie w każdym siedzą cioty Poisoni. Oo! Znalazłem. 
- Slash, rusz dupę. Znalazłem chyba jakiś porządny muzyczny. - kudłacz zawrócił i weszliśmy do sklepu. Ja pierdole, ile gitar! Widziałem jak się oczy zaświeciły Hudsonowi. 
- Szukaj tego Gibsona! - trzepnąłem go w łeb. Ja poszedłem w lewo on w prawo. Oczywiście ten to musiał każdą gitarę pomacać. Ja szukałem i szukałem. No ludzie, przecież musi gdzieś to cudo być. Gitarko, gdzie jesteś?
- Axl, mam! - usłyszałem krzyk Slasha. Pobiegłem szybko w jego stronę o mało nie potykając się o akustyki. Znalazłem kudłacza, który pokazywał palcem na tego Gibsona, którego szukaliśmy. 


- Zajebisty. Spodoba jej się. - skomentowałem. Zawołałem pracowniczkę ( ale laseczka z niej) i spakowała nam gitarkę. Dumni ze zdobyczy wyszliśmy ze sklepu i skierowaliśmy się w stronę domu.


Jess

- Duff proszę, nie! Puuuść!
- Trzeba było wcześniej pomyśleć.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam, ale puść mnie!
- Hmm... nie pomyślę. Nie. 
- Duff! - wrzeszczałam. No dobra może to był głupi pomysł żeby oblać go colą, ale sam się prosił. Przy okazji to strasznie się teraz lepi. Wziął mnie przez ramię i niósł w stronę basenu. Chyba zaraz czeka mnie nie przyjemna kąpiel.
- Duff, skarbie, błagam puść mniee!!! - chluup. Wylądowałam w wodzie. 
- Też cię kocham skarbie, a teraz idę się przebrać. Obrócił się i poszedł w stronę domu. Wspięłam się po drabince i cała mokra poszłam do salonu. Przysięgam, że się zemszczę kiedyś. Szłam w stronę schodów zostawiając mokre ślady na kafelkach i panelach.
- O siema Axl. - przywitałam brata.
- Witaj księżniczko. Ale do basenu się w kąpielówkach skacze. - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Tak się składa, że mój kochany chłopak mnie tak wrzucił.
- Co przeskrobałaś? - zapytał.
- Sam się prosił! - krzyknęłam, a z schodów zbiegł uradowany Slash.
- Schowałem! - oznajmił dumnie.
- Co schowałeś? - zapytałam.
- Słodycze i Danielsa przed Stevenem. - odpowiedział Axl.
- Czy wy musicie wszystko przed sobą chować... - westchnęłam.
- Najwidoczniej moja droga, a teraz idź się przebierz. - powiedział brat i popchnął mnie w stronę schodów.


Duff

Kurwa, cały się lepie od tej coli. Muszę się przebrać. Zdjąłem koszulkę i spodnie. Przynajmniej gacie mam suchę. Rzuciłem brudne rzeczy na podłogę i szukałem w miarę czystych i nie klejących się. Nagle usłyszałem skrzypnięcie drzwi. Odwróciłem się. 
- Jess!
- Zabiję cię kiedyś. - odburknęła zdejmując swój t-shirt i wyciskając z niego wodę. - Widzisz coś mi zrobił!
- A co ja mam powiedzieć? - wskazałem palcem na stertę brudnych i lepiących się ubrań. Swoją drogą, Jess w staniku wygląda seksi.
- Ubrałbyś się chociaż.
- Właśnie mam taki zamiar tylko ty przyszłaś. - odpowiedziałem jej i złapałem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie.
- A ty będziesz tak łazić w samym staniku?
- A coś ci nie pasuje?
- Wręcz przeciwnie. - uśmiechnąłem się i wpiłem się w jej usta. Zacząłem jeździć ręką po jej kręgosłupie. Jess mocniej mnie objęła. Nie chciałem jej puścić. Jak ona pięknie pachnie. Malinami czy truskawkami? Mniejsza z tym. Zacząłem muskać delikatnie jej szyję gdy...
- BLONDAS! - usłyszałem krzyk.
- Ja pierdole... - mruknąłem pod nosem. - CZEGO PAJACU?!
- ZAPIERDALAJ NA DÓŁ W TRYBIE NATYCHMIASTOWYM!
- Ktoś tu chce dostać wpierdol w trybie natychmiastowym. - cmoknąłem Jess w usta, założyłem w miarę czystą koszulkę i zeszedłem na dół. Axl i Slash szczerzyli się jakby wygrali milion.
- Czego chcecie pedały?
- Chodź do pokoju Slasha i ocenisz prezent dla Jess. - rudy popchnął mnie prosto na drzwi. Ja pierdole, ale tu syf. Fuj, chyba wdepnąłem w stare gacie Slasha. Różowe stringi? Nie wnikam.
- Patrz i podziwiaj. - powiedział kudłacz i pokazał mi zajebiście kurwa piękną gitarę.
- O japierdole, kurwa piedolona mać. - wpatrywałem się w to cudeńko.
- Czyli się podoba. - klasnął w dłonie Axl. - W takim razie jutro z rana pobudeczka, zapierdalasz po tort, ja zabieram Jess na spacer i będzie jedno wielkie kurwa suprajs.
- A gdzie zdjęcia? - zapytałem.
- A to ja schowałem, bo ja jeszcze mam dla niej prezent, ale to taki osobisty.
- Rudy robi się wrażliwy. - zachichotał Slash.
- Zamknij mordę i rozejść się. Każdy wie co ma jutro robić więc asta la vista baby. - oznajmił Axl.
Wróciłem do pokoju. Jess siedziała na łóżku i grała na moim akustyku. Kto by pomyślał, że Slash jest tak dobrym nauczycielem.
- Już jestem skarbie.
- Co mój brat chciał? - zapytała.
- Musieliśmy Adlera ogarnąć z tym basenem. - szybko wypaliłem.
- A on przecież dalej się chlapie w nim. - kiwnęła głową w stronę balkonu, gdzie było słychać plusk wody i śmiech Stevena.
- Najwidoczniej nie rozumie co się do niego mówi, ale znasz go.
- I to bardzo dobrze. - odłożyła gitarę. - Obejrzymy wieczorem film? Dzisiaj Blues Brothers leci.
- Nie ma sprawy. - cmoknąłem ją w skroń.
- Duff...
- Hmm?
- Chyba widziałam ją dzisiaj przed naszym domem.
- Jess, zapomnij o tym. Nie możesz tak się tym zamartwiać.
- Ale to była moja przyjaciółka! Nawet nie wiesz ile mi i Axlowi pomogła.
- Ale nie masz pewności, że to ona się włóczy po ulicach LA.
- Axl mówi, że też ją widział. Duff to ona. Muszę jej pomóc.
- Jess nie przesadzasz trochę? Dużo blondynek włóczy się po LA.
- Wiesz, chyba idę się przejść.
- Ale Jess...
- Wróce wieczorem. - wyszła. Kurwa nie mogę trzymam języka za zębami i siedzieć cicho?


Jess

To na pewno ona. Muszę ją odnaleźć. Muszę jej pomóc. Snułam się po parku, niedaleko hotelu, którego neony było widać na drugim końcu miasta. Usiadłam na ławce z oderwanym oparciem. Ludzie spacerowali z dziećmi, albo z psami. Jeden mały szczeniaczek podszedł do mnie i zaczął się domagać głaskania. Jaki on był słodki. Siedziałam tak może z pół godziny? Może pora wracać, albo chociaż zmienić miejsce? Nie, jeszcze trochę posiedzę i pomyśle.
- Jessy? - odwróciłam głowę.
- Jonh? Co ty tu robisz?
- Przyjechałem z zespołem na dwa tygodnie. - uśmiechnął się.
- John! - rzuciłam mu się w ramiona i mocno przytuliłam.
- Tyle lat... - westchnął.
- Co u ciebie słychać? - zapytałam.
- Koncerty, chwila spokoju, nagrywanie i tak w kółko. Ale mniejsza z tym. Mów co u ciebie. - usiedliśmy na ławce.
- Jakoś się układa. Gunsi niedługo zaczną nagrywać nową płytę... spokojnie, Axl dalej cię nienawidzi. - John zaśmiał się na te słowa. - Jakoś sobie radzę z tymi wariatami.
- Nic się prawie nie zmieniłaś. Dalej jesteś taka śliczna.
- John, bo się zawstydzę. - uśmiechnęłam się. Spotkanie po tylu latach. Tyle mieliśmy sobie do powiedzenia. Gadaliśmy chyba z dwie godziny na tej ławce.
- Ja pierdole, już tak późno? Muszę iść, obiecałam Duffowi...
- Duff? To ten wasz basista?
- Tak. I mój chłopak... - powiedziałam nie śmiało.
- Wiedziałem. Przecież tak piękna dziewczyna jak ty nie może być sama.
- John, spotkamy się jeszcze? - zapytałam.
- Jasne, będę tu całe dwa tygodnie.
- Dzięki, to ja lecę. Pa. - przytuliłam się do niego. Pachniał tak samo jak parę lat temu. Puściłam go i poszłam w stronę domu.
- Wszystkiego najlepszego Jess, to znaczy jutro powinienem ci to powiedzieć.
- Pamiętałeś. Dziękuje. - cmoknęłam go w policzek i poszłam.


Axl

Która godzina? 9. Ja pierdole środek nocy. Jess śpi po zajebiście długim spacerze. Gdzie ona kurwa wczoraj wybyła na tak długo? Dobra, Axl rusz swój sexi tyłek i zabierz księżniczkę na spacer. Skidzi będą o 11. Czyli do 12 muszę ją czymś zająć. Zszedłem na dół, gdzie Duff przygotowywał się do wyjścia.
- Śpi jeszcze. - odparł blondas.
- Zaraz nie będzie. - uśmiechnąłem się. Wziąłem prezent i zrobiłem wejście smoka do jej pokoju.
- Wstawaj! Cóż za piękny dzień! Sto lat, sto lat! - skoczyłem na łóżko.
- Axl, kocham się, ale ogarnij się. - zaśmiała się Jess, jeszcze zaspana.
- Też cię kocham siostra, dlatego masz tu ode mnie zajebisty prezent. - wręczyłem jej pudełeczko. Powoli je odpakowała.
- To obrączka naszej babci. - skomentowała.
- Tak, przed śmiercią dała mi ją i powiedziała, żebym wręczył ją tobie na 25 urodziny.
- Czemu akurat na te?
- Nie wiem, ale chyba wtedy wyszła za mąż za dziadka. 
- Jest piękna. Dziękuje. - przytuliła mnie mocno. 
- A teraz smarkulo ubieraj się i idziemy na spacer.
- Daj mi 10 minut okej?
- Dla ciebie wszystko. - wyszedłem z pokoju. W między czasie obudziłem Slasha. Nie był z tego zadowolony, no ale trudno. Po równo 10 minutach Jess była gotowa i wyszliśmy. Gdzie ją kurwa zabrać? Wiem!
- Jessy, pamiętasz jak w dzieciństwie na każde twoje urodziny wpierdalaliśmy czekoladowe lody z polewą toffi naszej babci?
- No pewnie! One były przepyszne!
- Znam jedną dobra kawiarnię. Chodź. 


Duff

- Chłopaki, pomocy! Ten tort waży chyba z tonę! - stanąłem w przedpokoju, trzymając wielki karton z tortem. Izzy pomógł mi go zanieść do kuchni. Otworzyliśmy pudło. Dwupiętrowy czekoladowy tort z napisem " wszystkiego najlepszego Jess - Gunsi i Skidzi" no zajebisty, ale teraz trzeba go pilnować przed Stevenem. Właśnie przyszedł Slash z Sebastianem i resztą, którzy nieśli alkohol. No to szykuje się niezła impra. Rachel zapakował ładnie gitarę i album ze zdjęciami. Za godzinę Axl, wróci z Jess. Trzeba się sprężać. Ogarnęliśmy taras. Porozstawialiśmy stoły i krzesła.
- Duff.
- Co?
- Dbaj o nią. - odparł Bach.
- Będę. - uśmiechnąłem się.
- Zasługuje na ciebie. - również się uśmiechnął i wyniósł skrzynkę Danielsa na taras. - Zajebisty macie basen! - krzyknął.
Wszystko było gotowe. Usłyszeliśmy jak Axl i Jess wracają. 
-Dziękuje Axl. - powiedziała Jess.
- Nie ma sprawy księżniczko, a teraz chodź na taras. - odparł rudy. Nasza solenizantka właśnie się pojawiła.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! - krzyknęliśmy wszyscy na raz.
- Matko boska! Ja pierdole! Dziękuje. - widać było, że się wzruszyła. Podszedłem do niej i ją pocałowałem.
- Gorzko, gorzko! - te pedały krzyczały.
- Dobra ludzie dawać prezenty! - krzyknął Slash. Najpierw wręczyliśmy jej album. Popłakała się ze szczęścia, a jak zobaczyła gitarę, rzuciła się każdemu na szyję. No to imprezę czas zacząć. Wszyscy oprócz Stevena rzucili się na skrzynki z alkohole, bo ten rzucił się do basenu. Izzy włączył muzykę. Ja pierdole, co za impreza! Chlanie, śpiew, basen. Każdy chociaż raz wylądował w basenie. Slash jak zwykle pilnował Danielsów jak małych dzieci. Ale zajebiste urodziny. Wszyscy bawili się zajebiście. Tak po około 4 godzinach zaczeło brakować alko. Jako, że każdy był już nabuzowany troszke, na zakupy poszedł najtrzeźwiejszy z nas wszystkich - Axl. Ten to ma mocny łeb.
- Duff dziękuje. - pocałowała mnie Jess.
- Nie ma za co maleńka. - solenizantka nam się już trochę chwiała.
- Podziękuje ci już jak będziemy sami. - szepnęła mi do ucha i mocno się zachwiała, ale w porę ją złapałem.
Bawiliśmy się dalej. Kurwa Axl zgubił drogę czy jak? Przecież nie był na tyle pijany. Slash już zgonuje. Norma. Izzy i Rachel kłócą się jaką płytę teraz puścić. Ja i Steven kąpiemy się w basenie.  Chyba Axl wrócił.
- Jess! Szybko! - zawołał rudy. Jessica oprzytomniała i szybko pobiegła do brata. Ja wyskoczyłem z basenu i pobiegłem za resztą.
- Boże, Vicky! - krzyknęła Jess na widok pół przytomniej, bladej blondynki.
- Izzy wody, szybko! - widać Izzy też ją znał, bo sam zbladł na twarzy.
- Co jej jest? - denerwowała się.
- Nie wiem. Znalazłem ją koło sklepu. Nagle zaczęła mi mdleć. Chyba nic nie jadła od paru dni. 
- Vicky, Vicky to ja Jess. - trzymała jej twarz w dłoniach. No to się porobiło.

6 komentarzy:

  1. O matko bosko.
    Nie no ale zajebisty rozdział.
    Po prostu jak to czytałam ryj mi zacieszał jak nigdy... :D
    No i te przygotowania dla Jess.....
    Gunsi zawsze mają zajebiste pomysły..aż pozazdrościć.
    A ta gitara to po prostu wyjebana w kosmos!!
    Axl znalazł Vicky... tylko żeby jej się nic nie stało!
    :D
    Czekam na następne

    OdpowiedzUsuń
  2. No i Vicky się znalazła
    Dobry rozdział, dobry :D
    Czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Boska gitarka tez chce taka na urodziny ; D
    I takie przyjecie ^.^
    Rozwala mnie te Steven w basenie xd
    I jest Vicky tyle na nia czekalam...
    Czekam na nastepny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam do mnie na epilog xd
    gnr-moja-wlasna-historia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejny blog, którego rozdział czytałam, ale nie komentowałam :/ Wybacz :c

    Pi pierwsze: zajebista gitara! Też taką chcę! ;D
    Po drugie: wszystkie prezenty były super! ;P
    Po trzecie: Axl znalazł Vicky... Mam nadzieję, że nic jej się poważnego nie stało..

    U mnie świąteczny dodatek: here-today-gone-to-hell.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń