niedziela, 28 października 2012

Rozdział 2

Jessica

Nie ma to jak się wyspać w swoim ukochanym łóżku. Teraz zapierdalam do monopolowego, bo obiecałam Slashowi jego whiskey. Przez te kilka miesięcy jak byliśmy na trasie to zatęskniłam na L.A. Oo jest monopolowy! Weszłam do środka. Miałam wrażenie, że drzwi zaraz odpadną. 
- Dzień dobry! - krzyknęłam na wejściu. Jakaś babka ok. 40, podniosła wzrok z nad gazety i żując gumę jak krowa zapytała:
- Co podać?
- Trzy Jack Danielsy poproszę. Te 0,7. - babka sięgnęła na półkę i podała mi 3 butelki trunku. Nabiła na kasę i wykrzyczała mi do ucha:
- 33 dolary!
- Dobrze, dobrze. Przecież słyszę. - proszę rzuciłam jej odliczoną kasę, wzięłam reklamówkę z zakupem i wyszłam. No to się Slash ucieszy. W końcu obiecałam i co jak co, ale obietnic to ja dotrzymuje. Szłam właśnie jedną z głównych ulic na dzielnicy gdy usłyszałam, że ktoś woła moje imię.
- Jess! - odwróciłam się i zobaczyłam znajomą postać.
- Cześć Sebastian. Dawno się nie widzieliśmy.
- Nom. A gdzie ty popylasz z tymi skarbami? - zapytał wskazując na reklamówkę.
- Idę do domu. Obiecałam Slashowi, że mu kupię. Długa historia. Może wpadniesz do nas?
- A wiesz, że chętnie. Dawno się z rudzielcem nie widziałem. - w dalszej części drogi miałam towarzysza. Sebastian jest takim przyjacielem zespołu. Gunsi ze Skid Row naprawdę się lubią i pomagają sobie nawzajem. Jesteśmy na miejscu. Otwieram drzwi i już na wejściu dostałam w twarz poduszką.
- Dzięki za powitanie. - odparłam.
- Sorry skarbie. Miało być w Stevena, a ten chuj jest szybki. A co tam niesiesz? - zapytał Slash patrząc się na mój tobołek. 
- Obiecałam ci coś, więc proszę. A i przyprowadziłam gościa. - w progu stanął Sebastian.
- Bach skurwielu! Siemano! - przywitał go gitarzysta i wziął ode mnie alkohol. - Poczekaj zawołam resztę. Duff, Axl, Izzy! Ruszyć dupy na dół! A ty Steven przestań się chować. Do czasu wizyty naszego gościa nic ci nie zrobię. - chłopcy zeszli na dół mrucząc pod nosem z niezadowolenia, a Popcorn wychylił swój rozczochrany łeb zza fotela.
- Sebastian! Kurwa, stary dawno cię nie widziałem! - krzyknął Axl.
- To ja idę barek przeszukać. - oznajmił szczęśliwy Duff. Po chwili wrócił z wódką i ginem, a Izzy poprzynosił szklanki i kieliszki.
- No chłopie, opowiadaj co u Skidach słychać. - odparł Izzy nalewając sobie ginu do szklanki.
- A właśnie myślimy o nowej trasie. Tylko Rachel ma wątpliwości. W końcu się nie dziwię. Planuje zaręczyny z Marią.
- Że co?! - zdziwił się Duff
- Już tak szybko chce iść w niewolę? - zapytał Slash.
- Kurwa, jeszcze nigdy nie widziałem tak zakochanych w sobie ludzi! Chłopie raz nawet z nami nie pił, bo potem miał iść z Marią na romantyczną kolacje przy świecach.
- No to chłopak wpadł po uszy...-westchnął Izzy.
- To Maria jest w ciąży? - zapytał zdziwiony Popcorn.
- Nie, debilu. Chodziło, że jest zajebiście kurwa zakochany. - gin już poszedł cały i w obieg poszła wódka. Gdy Sebastian mówił tak o Rachel i Marii zazdrościłam im. Ile bym dała, żeby we mnie był ktoś tak zakochany. Chciałabym, żeby ktoś pisał dla mnie piosenki, budził się koło mnie, oglądał razem horrory lub inne filmy akcji. Łoo niedługo zostane pieprzoną marzycielką. No, ale czasem można tak pomarzyć, prawda?


Axl

Kurwa, która to godzina? 9 rano. Ja pierdole. Wczoraj zabalowaliśmy z Bachem. No, ale trzeba było jakoś nadrobić te kilka miesięcy kiedy się nie widzieliśmy. Rozejrzałem się po pokoju. Co tu kurwa tak czysto jak na pobojowisko po imprezie? Usłyszałem jakieś chichoty z kuchni. To Jess i Steven. Widocznie oni posprzątali ten burdel.
- A wam co tak wesoło? 
- O dzień dobry braciszku. Nic, Steven mi opowiada o swoich szkolnych przygodach ze Slashem. - odpowiedziała Jess.
- Ja już od Slasha się nasłuchałem tego. Ej jak wczoraj Bach do domu wrócił?
- Zadzwoniłam po taksówkę gdzieś o 5 rano.
- O kurwa... - westchnąłem.
- Ty już nie kontaktowałeś o 3. - oznajmił Popcorn.
- Ja pierdole, źle ze mną. - nalałem sobie wody i łyknąłem tabletkę na ból głowy. Ze schodów właśnie schodził Duff i paradował w samych bokserkach.
- Kurwa podziel się. - zamruczał półprzytomnie.
- Spierdalaj byłem pierwszy.
- Proszę. - i moja kochana siostrzyczka podała tej blond pindzie szklankę wody i paracetamol.
- Jedna tu się zlituje nad ludzkim losem. Dziękuje ci księżniczko. - uśmiechnął się do niej.
- A gdzie Slash i Izzy? - zapytałem.
- Śpią jeszcze. Slash wypił za dużo Danielsa i padł na dobre. - odpowiedziała Jess.


Jessica

Boże, Duff jak ty bosko wyglądasz w samych bokserkach. Kobieto ogarnij się, bo zaraz się rzucisz na niego na środku kuchni. Ehh.. no dobra. A więc dzisiaj sobota. Trzeba coś porobić może pójdę na spacer albo...
- Kurwa.
- Jess a tobie co? - zapytał Steven.
- Zapomniałam, że jestem dziś umówiona.
- Ooo, a z kim niby?
- Z Erin. - na to imię Axl momentalnie się przebudził.
- Everly? - zapytał.
- Tak z nią, a co?
- Nic, nic. Jeśli nie będziecie miały co robić to zapraszam do nas.
- Do tego syfu? - zapytałam.
- Oj no kurwa trochę się ogarnie.
- Od kiedy ty taki do sprzątania chętny?
- Czepiasz się siostra. Raz na sto lat można chociaż trochę tę melinę ogarnąć. - westchnął Axl. Cmoknęłam go w policzek.
- A mnie to już nie cmoknie. - westchnął Duff. Uśmiechnęłam się i również obdarowałam go całusem w policzek. Pobiegłam do pokoju się ogarnąć. Zaraz, gdzie to miałam się spotkać? Aha w Cherry Club. Pamięć mi szwankuje. 


Duff

Jakie nudy w tej telewizji. Slash dalej śpi, Izziego i Adlera nie ma, a Axl się czymś podnieca jak pojebany i gapi się w okno debil. Kurwa żeby jakiś porządny film leciał, a nie same szmiry. Ale mnie suszy po wczorajszym. Już chyba z 5 litrów wody wypiłem. Odwodnienie mi nie grozi. Nagle usłyszałem jakieś śmiechy przed drzwiami. To Jessica przyszła ze swoją przyjaciółka. Erin jest spoko, ale nie w moim typie. Za to Axl ma chyba inne poglądy. Rzucił się na powitanie jak pojebany.
- Hej Duff co tam oglądasz? - zapytała Jessica.
- Nic nie ma w tym pudle. 
- Axl i zabrał przyjaciółke i nie mam z kim pogadać. - zaśmiała się. Jak ja uwielbiam gdy ona się śmieje. Jest taka...słodka?
- Duff Michael McKagan zawsze do usług. To o czym chciałaby pani pogawędzić?
- Hahaha. To może o problemach ekologicznym i wyciananiu lasów tropikalnych?
- Żartujesz?
- Hahahaha, no przecież, że tak! Ale szkoda, że nie widziałeś swojej miny. - śmiała się dalej. Kocham jej śmiech. Wzięła ode mnie pilota i zaczęła skakać po kanałach. Natrafiła na musical "Grease". Uwielbiała go. W sumie ja też. No to mamy co oglądać.


Jessica

Już koniec? Kurde uwielbiam ten film. "You are the I want!" - uwielbiam ten utwór. Mam nadzieje, że niedługo będzie powtórka. Zaraz, chwila czyżby Axl gdzieś wychodził z Erin?
- Jess to ja już pójde, twój brat mnie odprowadzi. To jeszcze się zdzwonimy.
- No dobra. To narazie. - pożegnałam się.
- Tylko grzecznie mi tam. - odparł Duff za co dostał ode mnie szturchańca. Axl odparł coś z stylu "pierdol się" i trzasnął drzwiami. Usłyszałam skrzypienie schodów. Slash półprzytomny czołgał się do kuchni.
- Witaj śpiąca królewno. - zaśmiał się Duff.
- Królewna prosi o wodę kurwa. - odparł Slash. Oczy mu się zaświeciły gdy zobaczył dwulitrową butelkę wody. Wypił całą. - Ja pierdole, od razu lepiej.
- Żebyś teraz przez godzinę nam łazienki nie zajmował. - powiedział basista.
- Dla ciebie wszystko blond dziubasku. - zaśmiał się Saul i pobiegł do kibla.
- Tylko deski nie obszczaj!
- Duff, wierzysz w cuda? - zapytałam.
- W tym wypadku nie. - westchnął basista. Nalge mój brzuch zaczął dawać o sobie znać.
- Głodna jestem.
- Słyszę. - zaśmiał się. - Chociaż ja też nie pogardzę jakimś posiłkiem.
- Zamówimy pizze?
- Okej. Ale z 7 zamów, bo jak tamte debile przyjdą to też pewnie będą chcieli.


Axl

Kurwa nigdy więcej pizzy. 7 pudełek poszło! Ja pierdole do końca roku nie tkne tego świństwa. Blee...rzygam tym. Slash wpierdalał jak pojebany i nic mu nie jest. Stalowy żołądek chujek ma.
- Axl, skarbie!! - usłyszałem wołanie.
- Idę! - potknąłem się o dywan i o mało nie wyrżąłem w kant szafki. Czyli mam jeszcze kurwa pożyć no i bardzo dobrze, bo nie śpieszy mi się do nieba. 
- Słucham cię moja kochana siostro. - powiedziałem. Jak ja ją uwielbiam w tych rozczochranych brązowych włosach włosach (chociaż w słońcu ma taki kolor jak ja) i pogiętym za dużym t-shircie z Black Sabath. Takie kochane nierozgarnięte dziecko.
- Głodna jestem, a nikogo nie ma w domu. - odparła. Rzeczywiście w domu nie było nikogo. Co jest kurwa?
- No ja też. Co powiesz na naleśniki?
- Naleśniki?! Przecież to jest to danie, które nigdy mi nie wyjdzie, a jest banalne do zrobienia. - oburzyła się. Jaka ona słodka.
- Damy radę. - poklepałem ją po ramieniu.
- Ale ty sprzątasz to tym armagedonie.
- Izzy sprzątnie jak wróci.
- Ej! Nie wykorzystuj go!
- Też cię kocham. Gdzie jest mąka? - zapytałem zaglądając do każdej szafki po kolei. 
- Na górze po prawej.


Jessica

Po raz pierwszy wyszły mi naleśniki. Normalnie cud. Trzeba to zapisać w kalendarzu. Nagle usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi z kopa. To był nie kto inny jak...
- Slash idioto! Kurwa nie chce po raz trzeci w tym miesiącu wymieniać drzwi!
- Luuzik rudzielcu. Co tam macie dobrego?
- Naleśniki. Chcesz? - zapytałam.
- Chętnie księżniczko. - przyniosłam mu dość duża porcję i przysiadłam się koło niego. 
- Byłem u Bacha. - mówił z pełną buzią. - Pogadaliśmy, popiliśmy i jutro do muzycznego idziemy.
- Mogę iść z wami misiek? - zapytałam.
- No pewnie. Axl pewnie gdzieś z Izzym wypierdziela, co?
- Idziemy do Geffen, bo mam pewną sprawę do załatwienia. Jess, a masz może namiary do Erin? Nie odzywa się od tamtego spotkania.
- Nie mówiła ci? Wyprowadza się. Zespół jej ojca dostał nowy kontrakt i się wyprowadzili.
- A-ale tak po prostu? - zapytał ze smutkiem.
- Przykro, ale twoje love już się nie pojawi.
- To nie była żadna moja love, tylko poprostu ją lubiłem. Zawsze wolałem blondynki.
- Dlatego nachalnie podrywałeś moją przyjaciółke Victorię?
- Ładna była! I inteligenta...
- Od kiedy ty na inteligencje patrzysz? - zaśmiał się Slash.
- Stul pysk! A tak w ogóle to co z nią? - zapytał Axl.
- Nie wiem. Po wypadku rodziców wyprowadziła się do babci i tyle o niej słyszałam. - odpowiedziałam ze smutkiem. Ja i Vicky rozumiałyśmy się bez słów. Byłyśmy jak siostry. Tęsknie czasem za nią.
- Podziękował za dobry posiłek, a teraz trzeba się kimnąć. - cmoknął mnie w czubek głowy i odszedł od stołu.


Slash

-Bach rusz tyłek! - poganiałem gnoja. 
- No chwila, kurwa! - krzyczał ze swojego pokoju.
- A co wy w ogóle chcecie kupić w muzycznym? - zapytała Jess.
- Wzmacniacz, struny do mojej niuni, ten chciał zobaczyć akustyki i jeszcze Stevenowi miałem sprawdzić jakie mają pałeczki. - w końcu zszedł Sebastian.
- No w końcu, bo by nas zima zastała. - powiedziałem z ironią.
- Jakiś ty kurwa zabawny. - odpowiedział Bach. W końcu wyszliśmy z jego mieszkania. Mieliśmy do przejścia trzy przecznice. Zajęło nam to 20 minut, bo Jess non stop się buty rozwiązywały. No w końcu zobaczyliśmy wielki szyld z napisem "Satisfaction". Jess zaczęła nucić Stonsów jak zobaczyła ten napis. Weszliśmy do środka i usłyszeliśmy komentarz Jess...
- Ja pierdole, ale porażka... - oboje się na nią spojrzeliśmy.
- No kurwa taki zarąbisty sklep, a przy kasie lala jakby się z różowego burdelu urwała. - skomentowała. Miała rację. Przy kasie siedziała farbowana blondyna, która robiła balony z gumy, na sobie miała różowy żakiecik i czarną miniówę. Nie no już nawet byle czego nie biorę.
- Czego? - zapytała spoglądając z nad gazety o modzie.
- My się rozglądniemy. Jednak wątpie żebyś nam pomogła. - odparła Jess i poszła w stronę wzmacniaczy. Taka już jest - szczera, czasem za bardzo. Ale i tak ją uwielbiam.
- Misiek! Masz struny. - podała mi pudełka. 
- Znalazłaś, ja kurwa się doszukać nie mogłem.
- Były na regałach koło perkusji. 
- No kurwa zajebiste miejsce, żeby je tam położyć. - skomentowałem. Bach podszedł do lady i zapytał się o kostki do gitary.
- No wiesz takie jakby trójkątne, małe w różnych kolorach. - zaczął tłumaczyć, a ja mało nie wybuchłem ze śmiechu. Po chwili jednak blondyna skumała o co chodzi i rzuciła pudełko z kostkami mówiąc.
- O te listki to się pyta większość klientów, jakby nie umieli grać dobrze palcami.
- O ja pierdole. - "skomentowała" Jess - Chłopaki wychodzi. Cena tych kostek jest większa od poziomi IQ tej dziewczyny. - Rzeczywiście, lepiej było wyjść. Wrócimy jak zmienią pracownika.