czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział 6

Duff

Leży koło mnie. Taka drobna, malutka. Oddycha spokojnie. Jeszcze śpi. Nie mogę się na nią napatrzeć. Kosmyk jej kasztanowych włosów opada jej na policzek. Zakochałem się? Chyba tak. Jakie to jest zajebiste uczucie. Budzi się. Przeciera oczy i powoli je otwiera. Są takie piękne, turkusowe. 
- Dzień dobry skarbie. - przywitałem ją. Nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się i mnie pocałowała. Przytuliła się do mnie, jakby chciała się poczuć, że jest w stu procentach bezpieczna. Bo jest. Objąłem ją mocniej. Ciekawe co powie jutro. Jutro jej urodziny. Axl i Slash idą kupić prezent. Mam nadzieje, że się jej spodoba. Ale kurwa nagle zamiast po 5 dych, musieliśmy się złożyć po 500 dolców! Kurwa, co jej kupili? Potem się dowiem. Rano muszę zapierdzielać po tort dla mojej królewny. Odkąd Jess zgodziła się być z takim pojebem jak ja to jestem jebanym optymistą. Usłyszałem chlust. Steven już skoczył do basenu. W niedzielę skończyli budowę. Jednak "chrzest" tego basenu będzie jutro. Impreza urodzinowa przy basenie - zajebista rzecz. Dzisiaj muszę ją wziąć na długi spacer żeby Izzy i Adler coś przygotowali do żarcia. 
- Duff? 
- Taak?
- O czym tak myślisz? - zapytała.
- Kiedy Adler się w końcu utopi.
- Jesteś niemiły. - zaśmiała się. Uwielbiam jej śmiech. Jess przeciągnęła się leniwie. Przysunąłem się do niej i cmoknąłem ją w szyję, a potem wtopiłem się w jej usta. Objęła mnie mocno.
- Duff! Pożycz 2 stówki, bo kurwa mi się portfel gdzieś...oo przepraszam gołąbki, ale cały czas nie mogę się przyzwyczaić, że nie mieszkasz sam w tym pokoju. - tłumaczył się Slash.
- Radzę ci się przyzwyczaić jeśli nie chcesz mieć obitej mordy. - zdenerwowałem się trochę. A Jess? Wręcz przeciwnie. Śmiała się.
- A sprawdzałeś czy nie zostawiłeś gdzieś w spodniach do prania? - zasugerowała.
- Kurwa. Idę sprawdzić. A wy dalej się miziajcie. - zamknął za sobą drzwi.


Axl

Cały czas nie daję mi to spokoju. Jeśli to naprawdę była Victoria? Jak mogła się do takiego stanu doprowadzić? Przecież była najbogatsza w całym Lafayette. Może coś się stało? Kurwa...ale...
- Axl idziemy po ten prezent czy nie? - zapytał Slash. - Znalazłem portfel.
- Zajebiście, masz u mnie medal, a teraz chodźmy. - ubrałem ramoneskę i wyszliśmy.
- Nadal cię martwi ta sprawa z tą laską? 
- Kurwa, tyle dla mnie znaczyła. A dla Jess była jak siostra. Ile razy nam pomogła gdy nasz ojczym wpadł w furię. Potem się zakochałem i samo wyszło.
- Axl jakiś ty kurwa romantyczny.
- Przymknij się baranie. Lepiej myśl gdzie to możemy dostać.
- Może najpierw chodźmy po zdjęcia.
- A no tak. Kurwa zapomniałem. Kurwa przyśpieszmy, bo kurwa widzę, że się za nami na autografy czają, a ja nie mam humoru. Mam ważniejsze sprawy. - no i przyśpieszyliśmy. Dotarliśmy do fotografa. Wywołaliśmy i odnowiliśmy zdjęcia z najzajebistrzych chwil. Między innymi urodziny Slasha; ja, Jess i Vicky na halloween, kilka naszych zdjęć grupowych, to zdjęcia z koncertu. Jeszcze gościu ładnie nam je obramował. No dobra robota. Zapłaciliśmy i ruszyliśmy do muzycznego. Jakiś był niedaleko fotografa.  Kulturalnie wszedłem ze Slashem, nawet żem kurwa dzień dobry powiedział facetowi za ladą. Ale niestety kurwa zaraz mnie cofnęło z tego sklepu.
- Slash wychodzimy. 
- Czemu kurwa?...O ja pierdole. Na następnej przecznicy jest jeszcze jeden.
- Nie będę kupował sklepie, gdzie największe cioty świata kupują. - trzasnęliśmy za sobą drzwiami. Co się stało? Spotkaliśmy Michaelsa i CC Devila z Poisonów. Kurwa, bo rzygnę. Cioty pieprzone. No kurwa, trzeba znaleźć inny muzyczny sklepik. Na szczęście w L.A. jest ich od zajebania. No, a przecież nie w każdym siedzą cioty Poisoni. Oo! Znalazłem. 
- Slash, rusz dupę. Znalazłem chyba jakiś porządny muzyczny. - kudłacz zawrócił i weszliśmy do sklepu. Ja pierdole, ile gitar! Widziałem jak się oczy zaświeciły Hudsonowi. 
- Szukaj tego Gibsona! - trzepnąłem go w łeb. Ja poszedłem w lewo on w prawo. Oczywiście ten to musiał każdą gitarę pomacać. Ja szukałem i szukałem. No ludzie, przecież musi gdzieś to cudo być. Gitarko, gdzie jesteś?
- Axl, mam! - usłyszałem krzyk Slasha. Pobiegłem szybko w jego stronę o mało nie potykając się o akustyki. Znalazłem kudłacza, który pokazywał palcem na tego Gibsona, którego szukaliśmy. 


- Zajebisty. Spodoba jej się. - skomentowałem. Zawołałem pracowniczkę ( ale laseczka z niej) i spakowała nam gitarkę. Dumni ze zdobyczy wyszliśmy ze sklepu i skierowaliśmy się w stronę domu.


Jess

- Duff proszę, nie! Puuuść!
- Trzeba było wcześniej pomyśleć.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam, ale puść mnie!
- Hmm... nie pomyślę. Nie. 
- Duff! - wrzeszczałam. No dobra może to był głupi pomysł żeby oblać go colą, ale sam się prosił. Przy okazji to strasznie się teraz lepi. Wziął mnie przez ramię i niósł w stronę basenu. Chyba zaraz czeka mnie nie przyjemna kąpiel.
- Duff, skarbie, błagam puść mniee!!! - chluup. Wylądowałam w wodzie. 
- Też cię kocham skarbie, a teraz idę się przebrać. Obrócił się i poszedł w stronę domu. Wspięłam się po drabince i cała mokra poszłam do salonu. Przysięgam, że się zemszczę kiedyś. Szłam w stronę schodów zostawiając mokre ślady na kafelkach i panelach.
- O siema Axl. - przywitałam brata.
- Witaj księżniczko. Ale do basenu się w kąpielówkach skacze. - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Tak się składa, że mój kochany chłopak mnie tak wrzucił.
- Co przeskrobałaś? - zapytał.
- Sam się prosił! - krzyknęłam, a z schodów zbiegł uradowany Slash.
- Schowałem! - oznajmił dumnie.
- Co schowałeś? - zapytałam.
- Słodycze i Danielsa przed Stevenem. - odpowiedział Axl.
- Czy wy musicie wszystko przed sobą chować... - westchnęłam.
- Najwidoczniej moja droga, a teraz idź się przebierz. - powiedział brat i popchnął mnie w stronę schodów.


Duff

Kurwa, cały się lepie od tej coli. Muszę się przebrać. Zdjąłem koszulkę i spodnie. Przynajmniej gacie mam suchę. Rzuciłem brudne rzeczy na podłogę i szukałem w miarę czystych i nie klejących się. Nagle usłyszałem skrzypnięcie drzwi. Odwróciłem się. 
- Jess!
- Zabiję cię kiedyś. - odburknęła zdejmując swój t-shirt i wyciskając z niego wodę. - Widzisz coś mi zrobił!
- A co ja mam powiedzieć? - wskazałem palcem na stertę brudnych i lepiących się ubrań. Swoją drogą, Jess w staniku wygląda seksi.
- Ubrałbyś się chociaż.
- Właśnie mam taki zamiar tylko ty przyszłaś. - odpowiedziałem jej i złapałem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie.
- A ty będziesz tak łazić w samym staniku?
- A coś ci nie pasuje?
- Wręcz przeciwnie. - uśmiechnąłem się i wpiłem się w jej usta. Zacząłem jeździć ręką po jej kręgosłupie. Jess mocniej mnie objęła. Nie chciałem jej puścić. Jak ona pięknie pachnie. Malinami czy truskawkami? Mniejsza z tym. Zacząłem muskać delikatnie jej szyję gdy...
- BLONDAS! - usłyszałem krzyk.
- Ja pierdole... - mruknąłem pod nosem. - CZEGO PAJACU?!
- ZAPIERDALAJ NA DÓŁ W TRYBIE NATYCHMIASTOWYM!
- Ktoś tu chce dostać wpierdol w trybie natychmiastowym. - cmoknąłem Jess w usta, założyłem w miarę czystą koszulkę i zeszedłem na dół. Axl i Slash szczerzyli się jakby wygrali milion.
- Czego chcecie pedały?
- Chodź do pokoju Slasha i ocenisz prezent dla Jess. - rudy popchnął mnie prosto na drzwi. Ja pierdole, ale tu syf. Fuj, chyba wdepnąłem w stare gacie Slasha. Różowe stringi? Nie wnikam.
- Patrz i podziwiaj. - powiedział kudłacz i pokazał mi zajebiście kurwa piękną gitarę.
- O japierdole, kurwa piedolona mać. - wpatrywałem się w to cudeńko.
- Czyli się podoba. - klasnął w dłonie Axl. - W takim razie jutro z rana pobudeczka, zapierdalasz po tort, ja zabieram Jess na spacer i będzie jedno wielkie kurwa suprajs.
- A gdzie zdjęcia? - zapytałem.
- A to ja schowałem, bo ja jeszcze mam dla niej prezent, ale to taki osobisty.
- Rudy robi się wrażliwy. - zachichotał Slash.
- Zamknij mordę i rozejść się. Każdy wie co ma jutro robić więc asta la vista baby. - oznajmił Axl.
Wróciłem do pokoju. Jess siedziała na łóżku i grała na moim akustyku. Kto by pomyślał, że Slash jest tak dobrym nauczycielem.
- Już jestem skarbie.
- Co mój brat chciał? - zapytała.
- Musieliśmy Adlera ogarnąć z tym basenem. - szybko wypaliłem.
- A on przecież dalej się chlapie w nim. - kiwnęła głową w stronę balkonu, gdzie było słychać plusk wody i śmiech Stevena.
- Najwidoczniej nie rozumie co się do niego mówi, ale znasz go.
- I to bardzo dobrze. - odłożyła gitarę. - Obejrzymy wieczorem film? Dzisiaj Blues Brothers leci.
- Nie ma sprawy. - cmoknąłem ją w skroń.
- Duff...
- Hmm?
- Chyba widziałam ją dzisiaj przed naszym domem.
- Jess, zapomnij o tym. Nie możesz tak się tym zamartwiać.
- Ale to była moja przyjaciółka! Nawet nie wiesz ile mi i Axlowi pomogła.
- Ale nie masz pewności, że to ona się włóczy po ulicach LA.
- Axl mówi, że też ją widział. Duff to ona. Muszę jej pomóc.
- Jess nie przesadzasz trochę? Dużo blondynek włóczy się po LA.
- Wiesz, chyba idę się przejść.
- Ale Jess...
- Wróce wieczorem. - wyszła. Kurwa nie mogę trzymam języka za zębami i siedzieć cicho?


Jess

To na pewno ona. Muszę ją odnaleźć. Muszę jej pomóc. Snułam się po parku, niedaleko hotelu, którego neony było widać na drugim końcu miasta. Usiadłam na ławce z oderwanym oparciem. Ludzie spacerowali z dziećmi, albo z psami. Jeden mały szczeniaczek podszedł do mnie i zaczął się domagać głaskania. Jaki on był słodki. Siedziałam tak może z pół godziny? Może pora wracać, albo chociaż zmienić miejsce? Nie, jeszcze trochę posiedzę i pomyśle.
- Jessy? - odwróciłam głowę.
- Jonh? Co ty tu robisz?
- Przyjechałem z zespołem na dwa tygodnie. - uśmiechnął się.
- John! - rzuciłam mu się w ramiona i mocno przytuliłam.
- Tyle lat... - westchnął.
- Co u ciebie słychać? - zapytałam.
- Koncerty, chwila spokoju, nagrywanie i tak w kółko. Ale mniejsza z tym. Mów co u ciebie. - usiedliśmy na ławce.
- Jakoś się układa. Gunsi niedługo zaczną nagrywać nową płytę... spokojnie, Axl dalej cię nienawidzi. - John zaśmiał się na te słowa. - Jakoś sobie radzę z tymi wariatami.
- Nic się prawie nie zmieniłaś. Dalej jesteś taka śliczna.
- John, bo się zawstydzę. - uśmiechnęłam się. Spotkanie po tylu latach. Tyle mieliśmy sobie do powiedzenia. Gadaliśmy chyba z dwie godziny na tej ławce.
- Ja pierdole, już tak późno? Muszę iść, obiecałam Duffowi...
- Duff? To ten wasz basista?
- Tak. I mój chłopak... - powiedziałam nie śmiało.
- Wiedziałem. Przecież tak piękna dziewczyna jak ty nie może być sama.
- John, spotkamy się jeszcze? - zapytałam.
- Jasne, będę tu całe dwa tygodnie.
- Dzięki, to ja lecę. Pa. - przytuliłam się do niego. Pachniał tak samo jak parę lat temu. Puściłam go i poszłam w stronę domu.
- Wszystkiego najlepszego Jess, to znaczy jutro powinienem ci to powiedzieć.
- Pamiętałeś. Dziękuje. - cmoknęłam go w policzek i poszłam.


Axl

Która godzina? 9. Ja pierdole środek nocy. Jess śpi po zajebiście długim spacerze. Gdzie ona kurwa wczoraj wybyła na tak długo? Dobra, Axl rusz swój sexi tyłek i zabierz księżniczkę na spacer. Skidzi będą o 11. Czyli do 12 muszę ją czymś zająć. Zszedłem na dół, gdzie Duff przygotowywał się do wyjścia.
- Śpi jeszcze. - odparł blondas.
- Zaraz nie będzie. - uśmiechnąłem się. Wziąłem prezent i zrobiłem wejście smoka do jej pokoju.
- Wstawaj! Cóż za piękny dzień! Sto lat, sto lat! - skoczyłem na łóżko.
- Axl, kocham się, ale ogarnij się. - zaśmiała się Jess, jeszcze zaspana.
- Też cię kocham siostra, dlatego masz tu ode mnie zajebisty prezent. - wręczyłem jej pudełeczko. Powoli je odpakowała.
- To obrączka naszej babci. - skomentowała.
- Tak, przed śmiercią dała mi ją i powiedziała, żebym wręczył ją tobie na 25 urodziny.
- Czemu akurat na te?
- Nie wiem, ale chyba wtedy wyszła za mąż za dziadka. 
- Jest piękna. Dziękuje. - przytuliła mnie mocno. 
- A teraz smarkulo ubieraj się i idziemy na spacer.
- Daj mi 10 minut okej?
- Dla ciebie wszystko. - wyszedłem z pokoju. W między czasie obudziłem Slasha. Nie był z tego zadowolony, no ale trudno. Po równo 10 minutach Jess była gotowa i wyszliśmy. Gdzie ją kurwa zabrać? Wiem!
- Jessy, pamiętasz jak w dzieciństwie na każde twoje urodziny wpierdalaliśmy czekoladowe lody z polewą toffi naszej babci?
- No pewnie! One były przepyszne!
- Znam jedną dobra kawiarnię. Chodź. 


Duff

- Chłopaki, pomocy! Ten tort waży chyba z tonę! - stanąłem w przedpokoju, trzymając wielki karton z tortem. Izzy pomógł mi go zanieść do kuchni. Otworzyliśmy pudło. Dwupiętrowy czekoladowy tort z napisem " wszystkiego najlepszego Jess - Gunsi i Skidzi" no zajebisty, ale teraz trzeba go pilnować przed Stevenem. Właśnie przyszedł Slash z Sebastianem i resztą, którzy nieśli alkohol. No to szykuje się niezła impra. Rachel zapakował ładnie gitarę i album ze zdjęciami. Za godzinę Axl, wróci z Jess. Trzeba się sprężać. Ogarnęliśmy taras. Porozstawialiśmy stoły i krzesła.
- Duff.
- Co?
- Dbaj o nią. - odparł Bach.
- Będę. - uśmiechnąłem się.
- Zasługuje na ciebie. - również się uśmiechnął i wyniósł skrzynkę Danielsa na taras. - Zajebisty macie basen! - krzyknął.
Wszystko było gotowe. Usłyszeliśmy jak Axl i Jess wracają. 
-Dziękuje Axl. - powiedziała Jess.
- Nie ma sprawy księżniczko, a teraz chodź na taras. - odparł rudy. Nasza solenizantka właśnie się pojawiła.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! - krzyknęliśmy wszyscy na raz.
- Matko boska! Ja pierdole! Dziękuje. - widać było, że się wzruszyła. Podszedłem do niej i ją pocałowałem.
- Gorzko, gorzko! - te pedały krzyczały.
- Dobra ludzie dawać prezenty! - krzyknął Slash. Najpierw wręczyliśmy jej album. Popłakała się ze szczęścia, a jak zobaczyła gitarę, rzuciła się każdemu na szyję. No to imprezę czas zacząć. Wszyscy oprócz Stevena rzucili się na skrzynki z alkohole, bo ten rzucił się do basenu. Izzy włączył muzykę. Ja pierdole, co za impreza! Chlanie, śpiew, basen. Każdy chociaż raz wylądował w basenie. Slash jak zwykle pilnował Danielsów jak małych dzieci. Ale zajebiste urodziny. Wszyscy bawili się zajebiście. Tak po około 4 godzinach zaczeło brakować alko. Jako, że każdy był już nabuzowany troszke, na zakupy poszedł najtrzeźwiejszy z nas wszystkich - Axl. Ten to ma mocny łeb.
- Duff dziękuje. - pocałowała mnie Jess.
- Nie ma za co maleńka. - solenizantka nam się już trochę chwiała.
- Podziękuje ci już jak będziemy sami. - szepnęła mi do ucha i mocno się zachwiała, ale w porę ją złapałem.
Bawiliśmy się dalej. Kurwa Axl zgubił drogę czy jak? Przecież nie był na tyle pijany. Slash już zgonuje. Norma. Izzy i Rachel kłócą się jaką płytę teraz puścić. Ja i Steven kąpiemy się w basenie.  Chyba Axl wrócił.
- Jess! Szybko! - zawołał rudy. Jessica oprzytomniała i szybko pobiegła do brata. Ja wyskoczyłem z basenu i pobiegłem za resztą.
- Boże, Vicky! - krzyknęła Jess na widok pół przytomniej, bladej blondynki.
- Izzy wody, szybko! - widać Izzy też ją znał, bo sam zbladł na twarzy.
- Co jej jest? - denerwowała się.
- Nie wiem. Znalazłem ją koło sklepu. Nagle zaczęła mi mdleć. Chyba nic nie jadła od paru dni. 
- Vicky, Vicky to ja Jess. - trzymała jej twarz w dłoniach. No to się porobiło.

czwartek, 15 listopada 2012

Rozdział 5

Jessica

Slash chrapał tak zajebiście głośno, że myślałam, że zaraz ogłuchnę! Izzy najadł się i poszedł do swojego pokoju. Zaraz, zaraz czy Steven ssie kciuka? Normalnie jak dzieci... Duff namiętnie przytulał poduszkę i też chrapie. Wymknę się do mojego pokoju, a ci niech sobie tutaj śpią. Na paluszkach zakradłam się do schodów. Tylko żeby nie skrzypiały... Kurwa skrzypią jakby miały ze sto lat. Na szczęście się nie obudzili. Nawet nie wiem czy armagedon by ich postawił na nogi. Dobra teraz szybki prysznic i do wyrka. Po wsmarowaniu sobie wszystkich olejków i przebraniu się w pidżame, wskoczyłam co mięciutkiego łóżeczka. Jednak było coś co mi nie dawało spokojnie leżeć. No tak...Duff. Czuje coś w końcu do niego, czy nie? Kurwa kobieto nie oszukuj siebie. Lecisz na niego od kiedy powstali Gunsi. No właśnie. To jest Guns. Pijak, ćpun, czasem na dziwki pójdzie. Chociaż od roku żadnej nie przeleciał. Może rzeczywiście powinnam z nim być? Może...


- Wstajemy słoneczko! - usłyszałam krzyk nad moją głową.
- Kurwa...Misiek. Jak będziesz na kacu też cię będę tak budzić. - schowałam głowę pod kołdrę. 
- Nie pierdol. Wstawaj. Nie słyszysz co się dzieje za oknem? - uśmiechnął się. Rzeczywiście. Słyszałam hałasy jak na budowie. Kurwa co się dzieje? Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Na podwórku była gigantyczna dziura, którą okładali kafelkami.
- Misiek...czy to..
- Tak Jess. Właśnie robią nam kurwa zajebisty kurwa basen. - cieszył się Slash.
- Wow! Zajebiście! Ale, ale...kiedy, co, jak?
- Prezent od wytwórni za najlepiej sprzedający się singiel "Patience" 
- Ale ekstra! Już się nie mogę doczekać kiedy go skończą. 
- Steven już poleciał do sklepu po nowe bokserki.
- I tak znając go skończy bez nich.
- Cały Adler. Wiesz Izzy przygotował zajebiście pysznie śniadanie, jeśli chcesz się jeszcze na nie załapać to radzę ci się pośpieszyć. - powiedział Slash. Izzy rzadko robi śniadanie, ale jak już robi to robi je po mistrzowsku. Szybko założyłam pierwsze lepsze szorty i pierwszy lepszy t-shirt, który leżał na ziemi.  Zbiegłam na dół i już poczułam zapach jajecznicy. 
- Siemanko! - przywitałam się z Gunsami cała szczęśliwa.
- Witam śpiącą królewnę. - odparł Axl, który w rękach zaciskał widelec.
- A ty już zdrowy? - zapytałam.
- Po takiej wiadomości to kurwa każdy by był zdrowy. - wyszczerzył się brat.
- Załapałem się jeszcze? - wbiegł do kuchni Duff.
- Luzik. Dopiero jestem w trakcie. - odpowiedział Izzy. Basista spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Ja odpowiedziałam mu tym samym.
- O której ty wczoraj poszłaś? - zapytał.
- Jakoś po 4. Steven głośno chrapał i nie mogłam w spokoju oglądać. - odpowiedziałam popijając gorącą kawę. W końcu Izzy nałożył naszej piątce upragnione śniadanie. Talerze były puste w mgnieniu oka. Po śniadaniu przyszedł Steven z nowymi bokserkami w kwiaty i marudził czemu to on nie załapał się na śniadanie. Na dworze dalej byli robotnicy. Mówili, że skończą w przeciągu 2-3 dni. Po śniadaniu każdy poszedł "swoją drogą". W porę zatrzymałam Duffa.
- Możemy pogadać? - zapytałam.
- Pewnie. Chyba się domyślam o co chodzi. - pogładził mnie po policzku.
- To może chodźmy na spacer. - zaproponowałam.
- Ubieram buty i możemy iść. - uśmiechnął się Duff. Dobra, tylko co ja mu powiem? Hej, Duff jednak się zdecydowałam być z tobą, super nie? Idiotka. 
- To idziemy? - zapytał.
- Tak, tak. Chodźmy. 

Chodziliśmy tak po ulicach bez najmniejszego celu. Nie no w końcu muszę się odezwać. Nie lubię takiej ciszy.
- Duff...
- Hmm?
- Mam sprawę. Chodzi o nas.
- O nas? - jego oczy zaświeciły jak dwa diamenty.
- Wczoraj wieczorem zdałam sobie sprawę. Nie jesteś dla mnie tylko przyjacielem, ale kimś więcej. Mi naprawdę na tobie zależy. - powiedziałam i pewnie dostałam rumieńców na twarzy.
- Naprawdę?
- Tak debilu! - zaśmiałam się i mocno go przytuliłam.
- Naprawdę chcesz być ze mną?
- Na to wygląda. - odpowiedziałam. Duff uśmiechnął się i mnie pocałował.
- Kurwa, jak ja cię cieszę. 
- A wiesz, że ja też. - cmoknęłam go w usta.


Axl

- Taa..no...rozumiem. Będzie na czas. Narka. - odłożyłem słuchawkę. 3 miesiące na nagranie 6 wersji demo. Nie jest źle, ale będzie trzeba się sprężyć. Tylko tym debilom muszę wszystko przekazać. 
- Chujki! Szybko do salonu! - wrzasnąłem na cały dom. Wkurwieni czy nie zjawili się. Ale tylko Izzy i Slash. Gdzie jest kurwa reszta roztrzepanców? No tak Adler siedzi przy tych robotnikach i podnieca się tym basenem. Wyszedłem na podwórko i podszedłem do kudłacza.
- Steven jest sprawa. 
- Zaraz. - odbąknął perkusista.
- Nie zaraz, tylko kurwa migiem do salonu. - pokazałem palcem na drzwi. Alder z miną zbitego psa poszedł ze mną do salonu.
- Dobra Axl, streszczaj się. - burknął Slash.
- Chwila, blondasa nie ma.
- Poszedł na randkę z twoją siostrą. - odparł Izzy.
- Kurwa, nie miało kiedy im się na amory zebrać. - ale na szczęście usłyszałem jak się drzwi otwierają. 
- Blondas do salonu jest sprawa.
- Co? Żadna cię nie chce.
- Jakiś ty kurwa zabawny. Zostaw moją siostrę i chodź. - w końcu cały komplet siedział na dupach w salonie. Więc zacząłem swoje jakże wspaniałe przemówienie.
- Dzwonili z Geffen. Jest kasa na nową płytę. A nawet dwie.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że mamy nagrać dwie płyty na raz?
- Jedną, ale w dwóch częściach. - wytłumaczyłem.
- Jesteś tego pewny? - zapytał Slash.
- Tak. Ja już mam napisane dwa kawałki, Izzy ze cztery. A za dwa tygodnie mamy nagrać 6 wstępnych utworów i mamy na to trzy miesiące.
- Nie głupi pomysł. - odparł Izzy. - Ale po wydaniu trzeba zrobić jakąś porządną trasę koncertową.
- No oczywiście, ale tym potem się będziemy martwić. A teraz chujki wracać do swoich czynności.
- Jest w tym domu jakiś ser, chleb? Cokolwiek? - zapytała moja siostra.
- Nie, ale każdy z nas będzie bardzo wdzięczny gdy pójdziesz po zakupy, a Izzy zrobi kolacje.
- Ej! - krzyknął Izzy, ale trąciłem go łokciem żeby się przymknął.
- Niech wam będzie. - ubrała kurtkę i wyszła. Wszyscy już się chcieli zbierać, ale...
- Ej! Ej! Nie tak szybko!
- No, ale już skończyliśmy na temat nagrań. - jęknął Steven.
- Siadać i słuchać mnie. Jaki dzień mamy na 6 dni? - zapytałem.
- Noo czwartek. - odpowiedział Izzy.
- A dokładniej?
- No 24 październik. 
- Urodziny Jess! - krzyknął Slash.
- Brawo geniuszu! Trzeba coś zorganizować. Po pierwsze składamy się po 50 dolców a ja ze Slashem pójdziemy jej kupić mega wypasiony prezent. Po drugie Duff zajmiesz się tortem, tylko pamiętaj nie cierpi owocowych tortów.
- No przecież wiem... - westchnął Duff.
- To dobrze, że wiesz co twoja dziewczyna lubi. - powiedziałem.
- Skąd wiesz? - zapytał zdziwiony.
- To moja siostra.
- Łoo stary gratuluje. - klepnął go po plecach Slash.
- Potem gratulacje, a teraz się skupcie. Izzy i Steven zajmą się żarciem i alkoholem. Ja zadzwonię do Bacha, żeby czymś ją zajął w czwartek, ale przez te 6 dni, Duff wychodź z nią często na spacerki romantyczne i inne pierdoły. W środę pójdziesz po tort to ja ją gdzieś wyciągnę. Wszystko zrozumieliście?
- Tak jest panie kapitanie. - stanął na baczność Slash.
- Ja w niedziele idę do Bacha to mogę mu przekazać. - powiedział Izzy.
- No czyli widzę żeśmy się dogadali. No to wracajcie do swoich zajęć. - wszyscy się rozeszli, a został tylko Steven.
- Teraz już na serio...-odparłem, a on z bananem na twarzy pobiegł na podwórko.


Jess

Dobra jakieś małe zakupy zrobiłam. Wracam do domu na pyszną kolacje Izziego. Nagle usłyszałam jakiś krzyk.
- Wynoś się stąd! Chcesz mieć więcej siniaków na swojej mordzie? - jakiś ochroniarz sklepu krzyczał na drobną blondynkę.
- Hej! Co tu się dzieje? - zapytałam. 
- Do tego sklepu nie mają wstępu tacy poobijani i brudni ludzie! Precz mi stąd!
- Proszę pana, niech pan się natychmiast uspokoi! Myśli, że założy kurtkę z napisem ochrona i już kurwa jest królem świata!? Gówno prawda! Już kurwa jakiś casting jest kto może wejść do tego sklepu? Może ta dziewczyna chciała sobie kupić opatrunek albo kawałek chleba? Ale niestety trafiła na takiego chuja jak pan. Debil. - odwróciłam się w stronę dziewczyny. Twarz zasłaniały jej blond włosy. Ręce miała brudne. Biedaczysko.
- Hej pomóc ci w czymś? - zapytałam.
- Niee.. dam sobie radę. - wstała i odwróciła się. Nadal nie widziałam jej twarzy.
- Naprawdę wszystko okej?
- Już jest okej, dzięki Jessy. - powiedziała i uciekła. Jessy? Ale,ale...
- Hej! Skąd znasz moje imię? - zapytałam. To fakt mam sławnego brata, ale nikt nie używał tego zdrobnienia. Chyba, że... nie... to nie mogła być ona. Nigdy by się nie doprowadziła do takiego stanu. A może? Dobra nie zaprzątaj sobie tym głowy. Wracaj do domu. Ale jeśli to była ona?

Siedzieliśmy wszyscy w salonie i czekaliśmy na kolacje w wykonaniu Izziego. W kuchni tak ładnie pachniało. Siedziałam wtulona w Duffa i wszyscy Gunsi oglądali telewizje.
- W poniedziałek do Los Angeles przyjedzie Bon Jovi. Piosenkarz jest umówiony z gubernatorem stanu, ponieważ gwiazda rocka chce wesprzeć jedną z największych fundacji na zachodzie kraju.
- Od kiedy on kurwa taki dobry jest. Aż mi się rzygać chce. - skomentował Axl.
- Znowu zaczynasz? - westchnęłam.
- No sorry kurwa, ale nie znoszę go od kiedy go poznałem.
- To było 10 lat temu...
- Ale i tak go nie cierpię.
- Jess, możesz nam streścić bieg wydarzeń? - zapytał Slash.
- W szkole on i John wyzywali się kto pierwszy osiągnie sławę, Axl raz dostał przez niego szlaban w szkole.
- Bo mi chuj nie chciał podpowiedzieć na sprawdzianie i babka mnie przyłapała jak gadałem.
- Od kiedy John wydał pierwszą płytę i stał się sławny jeszcze przez wami, Axl nienawidzi go 100 razy bardziej.
- Kurwa wkurwiał mnie. Nie wiem co ty w nim widziałaś... - westchnął brat.
- Słucham? - odparł Duff.
- Jezuu... stare dzieje. Szkolna miłość i tyle.
- Ile razy bym pawia nie puścił gdy was widziałem całujących się w parku, albo pod domem. Bleee...kurwa ohyda.
- Axl, daj na luz.
- Bardzo ciekawa opowieść. - skomentował Slash.
- Ile razy musiałem ich rozdzielać, bo by się pozabijali. - powiedział Izzy wnosząc do salonu miskę ze spaghetti.

Ale było pyszne. Uwielbiam jak Izzy gotuje. Przypomniała mi się ta dziewczyna sprzed sklepu.
- Axl, mogę cię na chwilę prosić.
- Coś się stało? - zapytał gdy poszliśmy do kuchni żeby spokojnie porozmawiać. Opowiedziałam mu o tym incydencie.
- Co za chuj z tego ochroniarza, ale co to ma do rzeczy.
- Axl ta dziewczyna powiedziała do mnie "Jessy".
- Victoria?
- Też na początku myślałam, że to ona.
- Na pewno to była ona.
- Skąd wiesz? Jaką masz pewność.
- Jutro pójdziemy do tego sklepu może tam będzie, albo chociaż pochodzimy po okolicy i poszukamy jej.
- A jak to nie będzie ona?
- To jest ona. Matka pewnie już ją dawno z domu wyjebała i teraz szuka ciebie.
- Ciebie też. - powiedziałam.
- Może też, ale nie wiem czy po tylu latach jeszcze czuję coś do mnie.


Duff

Mała wyprowadzka. Teraz Jess będzie mieszkała w moim pokoju. Już nawet zrobiłem jej miejsce w szafie. 
- Duff, przynieś mi pidżame! Leży na krześle. - krzyknęłam z łazienki. Wziąłem ciuchy i zapukałem do drzwi.
- Wejdź. - odpowiedziała. Stała przy umywalce w samym ręczniku. Boże jaka ona piękna.
- Możesz już wyjść. - powiedziała.
- Co? A tak już już. - wyszedłem od niechcenia. Pościeliłem łóżko i położyłem się. Myślałem o dzisiejszym dniu. Kurwa, Jess chodziła z Bon Jovim. Ale numer, ciekawe czego jeszcze o niej się dowiem. Wyszła  łazienki mając na sobie czarne bawełniane spodenki i koszulkę w Aerosmith. Położyła się koło mnie. Gładziłem jej brązowe włosy, a ona patrzyła się na mnie jak zahipnotyzowana.
- O czym myślisz? - zapytała.
- O tym co jeszcze o tobie nie wiem. - zaśmiałem się.
- Chodzi ci co Johna?
- Między innymi.
- Zazdrosny?
- Może. - odpowiedziałem. A ona zaśmiała się.
- Co ci tak wesoło?
- Jesteś taki słodki. - pocałowała mnie. A ja zacząłem ją łaskotać.
- Proszę przestań. - wiła się.
- A dostanę buziaka?
- No dobra. - i znowu mnie pocałowała. Przytuliłem ją do siebie. I nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

środa, 7 listopada 2012

Rozdział 4

Jessica

Kolejny zwykły dzień. Ta monotonia mnie doprowadza do szału. Trzeba coś dzisiaj zrobić. Wyjść na miasto albo coś. Ale nie lubię sama spacerować. Przy okazji chciałam z kimś porozmawiać, wyżalić, pożartować. Już wiem kto jest do tego idealną osobą.
- Axl? - powoli otworzyłam drzwi do jego pokoju.
- Co jest skarbie? - zapytał z troską w głosie. Tylko do mnie potrafi tak mówić.
- Chodźmy na miasto połazić. Nudzi mi się. Pogadamy, pójdziemy na piwo. - zaproponowałam.
- Coś cię trapi? - zapytał. Jasnowidz jebany czy czyta mi w myślach?
- Chciałam pogadać.
- Okej smarkulo. Za 10 minut czekam na dole. - pocałował mnie w czoło i poszedł do łazienki. Tak wiem, że Axl jest czasem niezrównoważony i niemądry. Ale jakoś dla mnie zawsze będzie starszym, opiekuńczym, kochanym bratem. Te określenia nie pasują do niego? Jednak według mnie pasują w 100%, ale tylko ja się z tym zgodzę.


Axl

Szliśmy tak przez jedną z głównych ulic gadając praktycznie o pierdołach. Usiedliśmy na ławce w parku. Zapanowała cisza. Jess milczała. Co dręczy moją młodszą kochaną siostrzyczkę?
- Axl...- wydusiła z siebie.
- Słucham ja ciebie.
- Głupio mi...
- Co?
- Chodzi o Duffa...i Sebastiana...
- Co ci zrobili. Kochanie jedno słowo i tak im kurwa spiorę te buźki, że ich własne matki nie poznają.
- Axl nie! Bo wtedy jak byliśmy u Bacha. I jak poszłam do kuchni, a on za mną to wtedy...wtedy mnie pocałował i się zapytał czy nie chce z nim być. A to wszystko widział Duff! I był zły. Powiedział, że on coś do mnie czuje. Boże, co ja mam zrobić. - wtuliła się do mnie załamana.
- No to nieźle im namieszałaś w głowach. Chociaż nie dziwię im się. Jess.
- Hmm?
- Czujesz coś do Bacha?
- Nie, chyba. To mój przyjaciel.
- A Duff?
- No też...ale na nim jakoś bardziej mi zależy...
- I to widać.
- Serio? - zapytała zdziwiona. - No, ale co ja mam teraz zrobić? - powiedziała zrezygnowana.
- Zrób tak żebyś była szczęśliwa. Kto jest tobie bliższy ten będzie dla ciebie najlepszy smarkulo. - uśmiechnąłem się do niej. Jess spojrzała w niebo. Zamyśliła się i to bardzo.
- Kocham cię braciszku. - przytuliła się do mnie.
- Ja ciebie też smarkulo.


Jessica

Kiss...Kiss...O! Queen! A nie mam już tą płytę. Tą też... kurwa Poison. Spalić to ścierwo. Znowu Kiss...ich też nie cierpię. O jest! Aerosmith "Toys In the Attic". Tyle jej szukałam.
- Sebastian mam! - zawołałam do niego. 
- A Black Sabath widziałaś gdzieś? - zapytał.
- No właśnie nie. Kurwa sami Kissi. Rzygam nimi.
- Ja też nie przejmuj się. Chodźmy zapłacić. Kiedy indziej znajdę coś dla siebie. - oznajmił. Dzisiaj wybrałam się z Bachem do miasta. W końcu to mój przyjaciel, a nie chcemy tego zepsuć przez tamtą sytuacje. Udaliśmy się w stronę kas. Ale po drodze przykuło moją uwagę srebrne opakowanie, a w niej 5 kostek związanych z Aerosmith. Płytę biorę dla siebie, ale dla Miśka wezmę te kostki. Uwielbiał ich, a swoją kolekcje płyt zabraniał ruszać. Wzięłam srebrne pudełeczko i zapłaciłam za całe zakupy.
- Dobra piękna ja spadam na próbę. Jeszcze się spotkamy. Narazie. - cmoknął mnie w policzek.
- Narazie. - uśmiechnęłam się i poszłam w swoją stronę. Ledwo weszłam do domu, a już przywitał mnie uśmiechnięty Adler.
- Hej księżniczko.
- Siemka Popcorn. Jest może Slash? - zapytałam i w tym momencie Steven uchylił się a dostałam poduszką w twarz.
- Kurwa...- skomentowałam. 
- Sorry piękna, miało być w tego skurwiela. Kupiłaś to co chciałaś?  zapytał.
- Tak i coś jeszcze mam dla ciebie. - uśmiechnęłam się.
- Dla mnie? A czym sobie zasłużyłem? 
- Misiek, nie pierdol tylko siadaj. - wyjęłam z torby srebrne pudełko i wręczyłam je Slashowi. Jego oczy zabłysły. Trzymał prezent jakby to było niemowlę.
- Woow. Jess...dziękuje...jesteś kochana. - rzucił się na mnie i mnie mocno przytulił.

Nadszedł wieczór. Cała nasza rodzinka Gunsów siedziała w salonie i kompletnie nic nie robiła. Nawet telewizor był wyłączony. Ja siedziałam wtulona w Axla, co jakiś czas spoglądałam na Duffa i uśmiechałam się do niego. Minęła minuta, dwie, trzy, dziesięć i nic. Nie no kurwa trzeba coś zdziałać, bo zdechniemy zaraz.
- Ludzie! Ruszcie dupy i chodźmy gdzieś! - krzyknęłam.
- Ale gdzie? Do Rainbow nie mamy wstępny za tą bójkę, a The Roxy nie czynne dzisiaj, bo remont mają. - odpowiedział smutno Adler. 
- Idę na dziwki. - powiedzieli na raz Izzy i Slash. Wszyscy parsknęli śmiechem.
- Mogę z wami? - zapytał niewinnie Steven.
- Zapnij rozporek i chodź. - powiedział Izzy zakładając kurtkę.
- Zostawiacie nas tak? - zapytałam.
- A co idziesz z nami na dziwki? - śmiał się Slash.
- Może jednak nie, Misiek. - odpowiedziałam. Zauważyłam, że Axl trochę zbladł i kurczowo trzyma się za głowę.
- Ej kochanie wszystko okej? - zmartwiłam się.
- Łeb mnie napierdala.
- Idź się połóż. Duff przynieś szklankę wody i coś na ból głowy. - poprosiłam basistę i udałam się z Axlem do jego pokoju. Skulił się na łóżku, a ja okryłam go kocem. Nagle przyszedł Duff. Podał Rose'owi szklankę wody i tabletkę. Łyknął od razu i przyłożył głowę do poduszki. Cmoknęłam go w policzek, powiedziałam dobranoc i wyszłam.
- Chodź coś obejrzymy. - zaproponował Duff. Kiwnęłam przytakująco głową i zeszliśmy na dół. Zaproponowałam, że pójdę do kuchni i przygotuje coś do żarcia. Pozwoliłam mu wybrać film. Ja robiłam tosty z podwójnym serem...mniam i po piwku dla mnie i Duffa. Wzięłam talerz z jedzeniem i poszłam do salonu.
- I co wybrałeś? - zapytałam.
- Koszmar z ulicy wiązów 1 i 2.
- O to zajebiście. Mi się podoba. - uśmiechnęłam się i podsunęłam mu talerz z żarciem pod nos. 
- Ale ładnie pachną. Dzięki Jess.
- Smacznego.

Uwielbiałam ten horror, więc oglądałam go z ciekawością. Ale zmęczenie dało się we znaki. Oparłam się o basistę, ale oglądałam dalej. Nie zamykałam oczu. O scena jak para nastolatków wyznaje sobie miłość. Jakie to słodkie. Od razu miałam przed oczami Axla i Vicky. Boże jak mi jej brakuje. Gdzie ty jesteś? Czemu się nie odezwiesz? Eech... no właśnie Duff dalej czeka. Co mam z nim zrobić. Kurwa, podoba mi się jak cholera... Jeszcze jest dla mnie taki słodki...
- Jess! - wyrwał mnie z zamyśleń McKagan. - Film już się skończył. Oglądamy 3 część czy jesteś zmęczona?
- Możesz włączyć. - odpowiedziałam. Basista wstał aby włożyć kasetę z 3 częścią filmu. Gdy wrócił na miejsce zagadałam go:
- Duff...
- Hmm?
- Czy według ciebie jestem ładna? - ja pierdole, ale debilne pytania zadaje.
- Słucham? - zdziwił się.
- No jestem ładna czy nie?
- Jessica...jesteś najpiękniejszą i najfajniejszą dziewczyną jaką znam... i ty chyba już o tym dobrze wiesz... - zaczerwienił się. Boże, jaki on kochany.
- Wiem... - spojrzałam mu w oczy. Nie wiem może to był zaplanowany odruch albo nie, ale delikatnie musnęłam jego usta. Były takie ciepłe. Spojrzał na mnie oszołomiony. No pocałujesz mnie czy nie?
- Jessy...
- Nikt tam do mnie dawno nie mówił. - uśmiechnęłam się. I...tak! W końcu mnie pocałował. Poczułam jego dłoń na moim policzku. Żeby ta chwila trwała wiecznie. Ale nie...wiedziałam, że ktoś spieprzy. Usłyszeliśmy Axla, który schodził jak 3-tonowy słoń.
- It's so easy, easy... - nucił pod nosem. - O siema, nie zauważyłem was. Co robicie? - zapytał. Duff był wyraźnie zażenowany. 
- Oglądamy film. A tobie już lepiej? - zapytałam.
- Tak, ale nadal mi ćmi w tym łbie. Przyszedłem tylko po wodę i już sobie idę. - wziął butelkę i mrugnął do mnie znacząco. Wrócił do pokoju. Spojrzałam na Duffa.
- To na czym skończyliśmy? - zapytał zawadiacko. I znowu mnie pocałował. Jak on zajebiście całuje. Teraz to już chyba nam nikt nie przeszkodzi. A jednak się myliłam. Usłyszeliśmy huk otwieranych drzwi. Wrócili pijani: Slash, Izzy, Steven. McKagan wyraźnie był poddenerwowany.
- Już jesteście? - zapytał.
- Jak widać mój kochany wysoki blondasku. - uśmiechnął się Slash.
- Co już żadna nie chciała się z wami ruchać? - ciągnął dalej Duff.
- Ej blondas, ja cię bracie kocham, ale bez takich mi tu... - Misiek nieźle się chwiał.
- Właśnie! Wszystkie były nasze! - krzyczał Steven.
- Stevenku skarbie, nie drzyj tak mordki, bo Axl źle się czuje i śpi. - wytłumaczyłam mu. 
- Uuups... sorry resory. Będę cichuteńko jak myszka pod mopem czy pod czymś tam. - rozłożył się na fotelu. Izzy usiadł w kuchni i zajadał się resztą tostów, które zostały. Slash usiadł na dywanie i gapił się w telewizor.
- No to jesteśmy skazani na nich. - szepnęłam Duffowi do ucha. Zaśmiał się i cmoknął mnie w policzek.

czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 3

Jessica

Szłam sobie w czwartkowe popołudnie po jednej w głównej ulic miasta aniołów. Ogólnie nic ciekawego. Tylko ludzie w garniturach latający z kawą. Sklep z ciuchami - nuuda! Sklep z książkami - mam taki duży zbiór, a takie wielkie zaległości, więc lepiej nie wchodzę, bo wykupię pół księgarni. Sklep muzyczny - zamknięty kurwa. Dobra wracam do domu, nic tu po mnie. Auć!
- Sebastian?
- Siema Jess, przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam. - pomógł mi wstać. Cóż za dżentelmen. 
- Nic ci nie jest?
- Oprócz wstrząsu mózgu, złamanego barku i obitego kolana to nic. - Bach spojrzał na mnie ze strachem. - Żartuje nic mi nie jest. - zaśmiałam się. Sebastian westchnął z ulgą.
- Ty to czasem jesteś nienormalna. Człowieka do grobu wprowadzisz.
- Przesadzasz. - uśmiechnęłam się. - A tak w ogóle co ty tutaj robisz?
- Wyszedłem z domu na spacer. Rachel teraz lata w okół Marii i nie ma czasu teraz.
- Zakochany jest. Dajcie mu spokój. Niech trochę ma od życia. Zobaczycie wy też będziecie jeszcze latać za dziewczyną. - zaśmiałam się.
- Może masz racje. Ale to jeszcze trochę potrwa. - westchnął Sebastian i spojrzał na mnie.
- Znajdziesz jeszcze tą jedyną i będziesz szczęśliwy, zobaczysz.
- Dziękuje ciociu dobra rada. - zaśmiał się Bach.
- Ależ proszę bardzo. Dobra ja lecę. Axl chodzi poddenerwowany po tym jak się dowiedział co z Erin.
- Narka księżniczko.
- Narazie. - uśmiechnęłam się i skręciłam w swoją przecznicę.

Weszłam do domu. Panowała w nim dziwna cisza. Zauważyłam Slasha rozłożonego na kanapie.
-  Siema misiek. - usiadłam obok niego.
- A gdzieś ty się szwędała?
- A w centrum byłam i Bacha spotkałam.
- Zawsze musisz na niego trafić. - zaśmiał się Slash.
- Ma się to szczęście. - nagle usłyszeliśmy jak ktoś zbiega z dołu i krzyczy.
- Oddawaj to cwelu jebany! - darł się Duff.
- Złap mnie najpierw wyrośnięta wieżo! - śmiał się Steven i oboje zaczęli się gonić wokół stołu jadalnego.
- Nie masz co ludziom podkradać tylko ich bieliznę? - zirytował się McKagan.
- Mój drogi przyjacielu. To twoja ostatnia para czystych gaci. Pod spodnami nic nie masz. Pasek ci schowałem. A za 15 minut idziesz z Axlem do Geffen. Powodzenia. 
- Ty kurwa pojebany chuju! - wściekł się Duff i uporczywie trzymał spodnie aby mu nie spadły.
- To co? Dasz tą wódkę co chowasz pod łóżkiem? - zapytał Popcorn.
- To on chowa przed nami alkohol? - zerwał się Slash.
- No niestety przed wami trzeba. - mruknął posępnie basista. Nagle dało się słyszeć krzyk Axla.
- Duff farbowany idioto! Szykuj się! Nie chce kurwa się spóźnić!
- Kurwa dam wam dwie butelki wódki, ale oddajcie mi te gacie. - prosił Duff. Swoją drogą słodko wyglądał taki bezbronny. W głębi duszy modliłam się żeby mu nie oddali tych majtek, a spodnie przez przypadek się osunęły. Slash i Steven udają, że się naradzają.
- Umowa stoi. - wyszczerzył się Adler i wręczył McKaganowi jego własność.
- Kurwa...gacie za dwie butelki wódki... ja pierdole. - majaczył pod nosem poszkodowany basista.


Axl

No to wracamy z Geffen. Mamy już myśleć nad nową płytą. Ale ja chce żeby to był przełom w naszym zespole. Coś naprawdę wielkiego. Coś co przebije sukces AFD. Ale byśmy byli wtedy zajebiści.
- Przepraszam... - usłyszałem czyiś głos.
- Czego? - odwróciłem się i zobaczyłem małą blond dziewczynkę na oko z 7-8 lat. Ubrana w czarną koszulkę z naszym logiem, niebieskie jeansy i czerwone trampki.
- Pan jest Axl Rose z Guns N' Roses? A pan to basista McKagan? - spojrzała na każdego z nas.
- Tak to my. - wmurowało Duffa.
- Czy moglibyście mi się podpisać. Mam kartkę i kredki. Bardzo proszę. - no grzech by było odmówić takiej małej dziewczynce. Kurde tyle lat, a już nasza fanka. Wziąłem niebieską kredkę i nabazgrałem swój autograf.
- Dla?
- Jestem Anna. - przedstawiła się dziewczyna.
- Dla naszej najmłodszej i najfajniejszej fanki Anny. Axl Rose i Duff McKagan. - przyczytałem to co było na kartce.
- Słuchaj maleńka, a czemu jesteś taką naszą fanką? - zapytał Duff.
- Mój tatuś uwielbia rock n' rolla. 
- Wiesz od kogo się uczyć. - uśmiechnąłem się. Nie wiem czemu, ale ta mała zapadnie mi w pamięci przez długi czas. 
- To ja już pójdę do domu i pokaże tacie to mam. Do widzenia. - powiedziała przeszczęśliwa.
- Narazie mała. - pożegnaliśmy się.
- Jak ja bym chciał mieć taką córę. - westchnął Duff.
- Spokojnie, dorobisz się nie tylko córki. - zaśmiałem się.
- Po wydaniu nowej płyty czas się ustatkować. - powiedział stanowczo.
- Kurwa, McKagan nie poznaje cię. Największy pijak i imprezowicz z całej grupy chce się ustatkować?!
- No, a czemu nie? Kiedyś będzie trzeba. I moje dziecko będzie na ulicy spotykać gwiazdy rocka i prosić je o autograf. - uśmiechnął się blondas.

Wróciliśmy do domu. W salonie słychać było jakieś chichoty. Na naszej kanapie siedziała moja siostrzyczka z Bachem. Spojrzałem na minę Duffa i jakby nie był zadowolony z jego obecności z Jess.
- A wam co tak wesoło? - zapytałem.
- Najwidoczniej mamy dobry humor. - odpowiedziała siostra. Mój wzrok powędrował na stolik. 
- No jeśli się wypiło 0,5 litra Danielsa to dziwnie żeby nie mieć dobrego humoru.
- Oj tam braciszku czepiasz się. - chichotała Jess.
- Tej pani już podziękujemy. - odstawiłem jej szlanke. - A ty Bach teraz będziesz skazany na nas.
- Kurwa, zamiana towarzystwa na brzydsze i mniej atrakcyjne? Jakoś to uboleję... - westchnął Sebastian.
- No kurwa, spójrz na mój tyłeczek i nie mów, że nie jestem atrakcyjny. Będziesz przebywał w towarzystwie najseksowniejszego rockmena na świecie. - Palant. - powiedział Slash, który właśnie zszedł ze schodów i zmierzał w stronę drzwi wyjściowych.
- Lepiej wyjdź stąd jak najszybciej, bo nie ręcze na siebie! - krzyknąłem.
- A według mnie Duff jest przystojniejszy i bardziej seksowny. - dalej chichotała Jess.
- Widzisz Axl co twoja siostra o tobie sądzi. - zaśmiał się Duff. 
- Ej panie przystojny pomóż mi Jess zaprowadzić do jej pokoju. - poprosiłem jak narazie łagodnie. Wtedy ona wyrwała mi się z rąk i oznajmiła:
- Dam radę sobie sama. - i poszła chwiejnym krokiem w stronę schodów. O dziwo dała smarkula radę i doszła do pokoju.


Jess

Kurwa, pić mi się chce. Która to godzina? 3 w nocy? Ja pierdole. Trzeba zejść od kuchni. Ciemno jak w dupie... O tu jest włącznik. Niech stanie się jasność.
- Duff? - w kuchni przy oknie stał basista. - Co ty spać nie możesz.
- Sikać mi się chciało. A potem tak jakoś tu skręciłem.
- Ja przyszłam po szklankę wody i idę dalej w kimono. - sięgnęłam po szklankę i nalałam sobie napoju. - Aha, Duff!
- Hmm?
- To co wczoraj mówiłam o tobie, to prawda. - uśmiechnęłam się i wróciłam do pokoju.


Slash

- Taa..no...spoko...za pół godziny. Narazie. - odłożyłem słuchawkę. Kurwa samemu mi się nie chce iść. Axl z Izzym gdzieś wybył, a Duffa i Stevena nawet się nie pytam. Zobaczę co z Jess. Poszedłem na górę i słyszałem "Satisfaction" Stonsów. Uchyliłem lekko drzwi do jej pokoju i...
- I can't get now! nanana Satisfaction! nana! - Jess śpiewała przed w t-shircie o trzy rozmiary za duże i w samych gaciach. Wyglądała uroczo.
- Ekhem...Jess! - odchrząknąłem.
- O! Misiek! A wiesz, że powinno się pukać mój drogi. 
- Pukać to ja mogę te laski z Whisky Go Go. Idziesz ze mną do Bacha. Rachel przyszedł. 
- A wiesz, że z chęcią. Daj mi się przebrać.
- Ja nie narzekam. - skomentował Duff, który właśnie przechodził koło drzwi. - Ale t-shirt mógł być krótszy.
- Według ciebie mogło by go w ogóle nie być. - mruknąłem pod nosem.
- Mówiłeś coś?
- Nie, nic. Idź już blondas. Steven cię woła.
- Słyszę. Idziemy do Whisky. A wy? - zapytał.
- Do Sebastiana. - odpowiedziała szybko Jess. Głupi uśmieszek z twarzy McKagana znikł w mgnieniu oka.
- Znowu? 
- No co? Idziemy odwiedzić przyjaciół. Może chodźcie z nami. - zaproponowała. Im więcej tym lepiej. Lubię jak jest dużo ludzi.
- Steven!! - wydarł się Duff. 
- Czego?!
- Chodź tu zarośnięta małpo.
- Ja pierdole, czego? - przyszedł zirytowany Adler.
- Idziesz do Bacha? - zapytałem.
- Nie chce mi się. Mieliśmy iść do klubu.
- Zmiana planów. Jak nie chcesz to nie. - odparł McKagan.
- Wiesz, Izzy i Axl są w The Roxy i chyba do nich dołącze.
- Jak chcesz. - wzruszyłem ramionami. Steven odwrócił się na pięcie i poszedł na dół się ubrać. Po chwili było tylko słychać skrzypienie drzwi. Jessica szybko się przebrała i była gotowa do wyjścia. Ja założyłem swoją ramoneskę i wyszliśmy wszyscy we trójkę. Do Bacha było jakieś 15 minut drogi. Jess dalej nuciła pod nosem Satisfaction, więc ja z Duffem pogadaliśmy o wszystkim i o niczym.


Jessica

Uwielbiam Stonsów! Mogłabym ich słuchać i słuchać. Ale dobra teraz trzeba się ogarnąć. Jesteśmy na miejscu. Slash uderzył dwa razy pięścią w białe drewniane drzwi. Po chwili stanął w nich uśmiechnięty Bach. Najwidoczniej ucieszył na widok tylu gości. Weszliśmy do małego salonu. Stała tam jedna kanapa i dwie pufy, telewizor i stolik do kawy. Przytulnie tu nawet. Oczywiście jest jeszcze dobrze zaopatrzony barek. 
- Rachel! - ucieszyłam się na jego widok. Boże jak ja go dawno nie widziałam.
- No siemasz piękniejsza wersjo Axla. - przytuliliśmy się na powitanie.
- Siemasz zakochańcu. - przywitał się Duff. Slash klępnął go po plecach i usiadł na kanapie. Ja szybko zajęłam miejsce koło niego. Duff usiadł na podłodze. Oparł plecy o jedną z czarnych puf i włączył telewizor. Sebastian przyniósł wszystkich szklanki i trzy butelki Danielsa.
- Moje kochanie! - krzyknął Slash na widok alkoholu.
- Ja dużo nie wypije. Ostatnio już miałam przyjemny wieczór, ale dzisiaj nie chce czuć szumu w głowie. - odparłam, a Bach spojrzał na mnie znacząco.
Ogólnie wieczór spędziliśmy bardzo miło. Rachel i Sebastian byli bardzo podekscytowani przyszłą trasą koncertową. To ich pierwsza. Oczywiście Rachel martwił się, że długo nie będzie się widział z Marią. Ale jak to ujęłam "musicie trochę odpocząć od siebie, bo niedługo nie będziecie mogli na siebie patrzeć".
W trakcie rozmowy musiałam pójść od kuchni po nową szklanę, bo oczywiście swoją musiałam zbić. Przeglądając wszystkie szafki nie mogłam żadnej znaleźć. Cukier, talerze, ciastka, nic, talerze. Mniej więcej to znajdowałam.
- Sebastian! - zawołałam.
- Słucham cię księżniczko? - chyba w ciągu mniej niż sekundy zjawił się w kuchni.
- Gdzie wy do cholery trzymacie szklanki, bo nie mogę znaleźć.
- Tutaj. - Bach wskazał na szafkę, która wisiała nad zlewem.
- Przecież tam są same talerze. - zdziwiłam się.
- Ale na najwyższej półce zawsze znajdziesz jedną szklankę. - podał mi ją. Halo, Sebastian! Jestem ciut mniejsza od was wszystkich jakbyś nie zauważył, no ale cóż.
- Rachel tak cały o tej Marii, z jednej strony im zazdroszczę. - powiedziałam, spoglądając z kuchni na Rachela, który dalej opowiadał o swojej wybrance.
- Szczęściarz. Wiesz, bo ja...
- No co?
- Ja...no...nie wiem jak to ująć. - powiedział Bach a potem...mnie pocałował! Jakoś się mu nie opierałam. Nie wiem, ale podobało mi się. 
- Sorry, ale ja po szmatkę, whisky się wylało.- wszedł Duff z kwaszoną miną.
- Duff? - odparłam.
- Już nie przeszkadzam.
- Nie Duff, czekaj. - nie wiem, ale było mi głupio. Nie chciałam aby on to widział. - Sebastian, przepraszam, ale ja naprawdę cię lubię, jesteś moim przyjacielem, ale...
- Jess naprawdę mi się podobasz. Nie chcesz chociaż spróbować? - zapytał.
- Boże...nie...to znaczy nie wiem. Nie! Sebastian, nie psujmy to tak. Chce żebyś był moim przyjacielem. Boże...Duff. - byłam zdezorientowana. Mówiłam to co mi ślina przyniosła na język. Bach przytulił mnie do siebie.
- Zostańmy przyjaciółmi.- poprosiłam.
- No dobra, jakoś to przeboleje. I przepraszam. Może rzeczywiście nie powinienem.
- Nie, dobra. Zapomnijmy. Wróćmy do reszty.
W salonie Slash i Rachel śmiali się w najlepsze, tylko Duff siedział niezadowolony. Tak mi było głupio. Nie wiem, ale w jakiś sposób mi na nim zależało.
- Wiecie co ja chyba już pójdę. Głowa mnie boli. - oznajmiłam.
- A nie obrazisz się jak jeszcze tu zostanę? - spytał Slash.
- No przecież, że nie. Poradzę sobie Misiek. - uśmiechnęłam się. Poszłam d przedpokoju po kurtkę, pożegnałam się ze wszystkimi i wyszłam. Wracałam do domu bardzo wolnym krokiem. Wyłączyłam się na chwilę. Tak lubię Sebastiana.  Jest przystojny i w ogóle, ale nie wyobrażam sobie z nim być. Cały czas myślałam o Duffie. Nawet nie zauważyłam jak mnie wyprzedził szybkim krokiem.
- Duff! Czekaj! - krzyknęłam za nim.
- Czego? - zapytał oschle.
- To co widziałeś w kuchni, ja chce tylko powiedzieć, że...
- Życzę wam szczęścia i tyle. 
- ...że to nic nie znaczyło!! - skończyłam swoją wypowiedź.
- Dobrze wiedzieć, ale teraz pozwolisz, że pójde szybszym krokiem, bo piździ. - odwrócił się.
- Duff, dlaczego ty taki jesteś? - zapytałam zrezygnowana. - Zależy mi na tobie.
- Jakoś tego nie widzę.
- Jesteś zazdrosny? - zapytałam.
- Może.
- Duff...
- Kurwa, Jess! Podobasz mi się jak cholera! Nie widzisz tego! - krzyknął Duff. Czemu to musi takie być. Ludzi, którzy traktuje jak przyjaciół.
- Duff, ale ja cię tylko lubię, jako przyjaciela. - powiedziałam, a łzy pociekły mi na policzki.
- Dobrze, poczekam, ale błagam, nie każ mi czekać tak długo.
- Duff, ale ja...
- Proszę... - powiedział szeptem. Ja odwróciłam wzrok i spuściłam głowę na dół. Usłyszałam tylko kroki Duffa, który poszedł w stronę domu.