czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 1

Jessica

Czekałam na tych durniów chyba z pół godziny. Ile czasu zajmuje im żeby się na koncert przygotować?! Już ja mniej czasu spędzam przed lustrem. Spojrzałam na czerwony, wielki zegar, który wisiał nade mną. 21.15. Czyli 15 minut spóźnienia. Tłum jeszcze na razie spokojnie czeka, ale to tylko kwestia czasu. Usłyszałam skrzyp otwieranych drzwi garderoby.
- Izzy! Co z resztą? - zapytałam. Ten odpalając papierosa ze spokojem w głosie odpowiedział:
- Steven zgubił pałeczki i teraz ich wszędzie szuka; Slash mówi, że dopóki nie dopije  Danielsa to nigdzie dupy nie ruszy; McKagan zaraz wyjdzie; Axl po raz setny się przebiera. - aż się we mnie zagotowało jak to usłyszałam. Weszłam z hukiem do garderoby i natknęłam się na Duffa.
- Ja pierdolę Jess, ale kurwa wejście smoka. - zaśmiał się blondyn. Mi nie było do śmiechu.
- Duff, wyjdź, bo nie chce cię za nic opierdolić. - poprosiłam. Wyszedł bez słowa. Ja spojrzałam na resztę. Wszędzie leżały porozrzucane ciuchy Axla, jedna butelka whiskey i pod nogami tarzał się Steven. Wróciłam do Izziego i poprosiłam, aby pożyczył pałeczki od innego zespołu, który grał przed nami. Wróciłam do tego pobojowiska. Podeszłam do Stevena, który sięgał ręką pod szafę.
- Misiek, idź do Izziego. On poszedł pożyczyć pałeczki od tamtego zespołu. - Popcorn spojrzał na mnie z iskierką w oczach.
- Serio? Dzięki Jessy. To ja już jestem gotowy, ale ogarnij te dwie pizdy. - uśmiechnął się i pobiegł w stronę Stradlina. Ja natomiast zaczęłam działać. 
- Axl, Slash! Do chuja, ogarnijcie się! Po wydaniu drugiej płyty zachowujecie się czasem jak jebane gwiazdeczki! - podeszłam do Slasha i wyrwałam mu whiskey z rąk. - Bierzesz gitarę i marsz mi na scenę! Jeśli wyjdziesz w ciągu 10 sekund dostaniesz 3 butelki Jacka. - reakcja Slasha była natychmiastowa. Teraz został mi Axl, na którego byłam najbardziej wkurzona.
- A ty, rudy pojebie, ubierasz to, to i to. - rzuciłam mu t-shirt, podarte jeansy bandankę. - I mi się tu nie sprzeciwiaj. Masz minutę żeby to włożyć na siebie i zapierdalasz na scenę, bo mamy już 30 minut spóźnienia! 
- Ja pierdole, Jess przerażasz mnie. - powiedział szybko się przebierając. Kilka minut potem wszyscy byli już gotowi (w końcu) i wbiegli na scenę. Zniecierpliwiony tłum zaczął gwizdać, ale gdy usłyszeli pierwsze dźwięki "Nightrain" od razu zaczęli się bawić. Ja poszłam do ich garderoby i położyłam się na kanapie.


Axl

Ja pierdole, wszystkie piosenki wyśpiewała za mnie publiczność. Kurwa my to mamy fanów. Nawet kawałki z Gnr Lies znają na pamięć. No to się trzeba zabrać za nową płytę.
- Dzięki ludzie! Jesteście zajebiści! - powiedziałem na koniec i zeszedłem z tej brudnej sceny. Kurwa czy oni ją kiedykolwiek myli. Za sceną stał Tom, nasz menager.
- Aj chłopcy, czy wy kiedyś nauczycie się punktualności? - powiedział z niezadowoloną miną.
- Ale koncert wyszedł zajebiście! Widziałeś jak się publiczność bawi! Znała każdy nasz jebany utwór. W dupie mieli to żeśmy się spóźnili. - wytłumaczyłem mu.
- Ale moglibyście być punktualni.
- Jak będziemy kurwa chcieli. - odwróciłem się i poszedłem w stronę garderoby.


Jessica

Usłyszałam huk otwieranych drzwi i głośne śmiechy. Chłopacy wrócili cali spoceni. Po chwili wszedł Axl, po jego minie zauważyłam, że coś jest nie tak. Musiałam z nim porozmawiać.
- Coś się stało?
- Tom mnie wkurwia. - odpowiedział oschle.
- Jakieś pretensje miał?
- Ta. O to spóźnienie. A to, że to był jeden z naszych najzajebistrzych koncertów, że publiczność była zajebista to miał w dupie!! Bo spóźniliśmy się. Nosz kurwa mać! - kopnął ze wściekłością w ścianę. Reszta zespołu spojrzała w naszą stronę. Czyżby Duff chodził bez koszulki. O kurwa wygląda jak bóg. Jess, nie patrz się z jego stronę, bo pewnie wyglądasz jakbyś go wzrokiem ruchała.
- Ej, co jest rudemu? - zapytał Izzy.
- Tom ma kurwa pretensje o spóźnienie. - wytłumaczył Axl.
- On mnie już wkurwia. - odparł Slash. - Koncert zajebisty, a ten się czepia o jebane pół godziny. - powiedział zapalając papierosa. - Tej, a gdzie Popcorn?
- No nie mówcie, że gdzieś się kurwa zawieruszył... - westchnął Izzy. Z korytarza było słychać wesołe podśpiewywanie.
- Tu jestem cwele. Poszedłem pałeczki oddać. - powiedział uśmiechnięty. 
- Chociaż ten jest zadowolony. - skomentował Slash. - Dobra chłopaki, ja jestem padnięty chce jak najszybciej wrócić do hotelu, nawet nie mam ochoty na żadne jebane after party kurwa. Jakie szczęście, że jutro do domu wracamy.
- Zbierajmy się. Ja jeszcze pójdę na chwilę coś załatwić. - wyszłam z garderoby w poszukiwaniu Toma. Rozmawiał właśnie z jednym z ochroniarzy. 
- Tom, mogę cię prosić na chwilę? - menager odwrócił się od niechcenia.
- Słucham?
- Koncert się podobał? - zapytałam.
- No publiczność była zachwycona.
- To czemu im tego nie powiesz? Wiesz czepianiem się jednych pierdół na pewno im nie pomożesz. Doceń to co oni robią! To dla nich zajebiście ważne! Pokaż, że mają farta, że mają takiego menagera, bo jak na razie to jesteś dupa nie menager.
- Ale...
- Żegnam. Wracamy do hotelu. - odwróciłam się na pięcie i wróciłam do garderoby. Ale śmierdziało w środku. Prysznic im się serio przyda. Wzięli swoje manatki i poszli w stronę vana. 
- Izzy, prowadzisz. - oznajmił Axl i rzucił mu kluczyki. Ja wpakowałam sie do pojazdu i zajęłam miejsce koło Duffa.
- Witam ślicznotkę. - uśmiechnął się.
- Witam. Posuniesz się, bo chce się oprzeć? - na to zapytanie usłyszałam za sobą śmiech Slasha.
- Co cię tak kurwa rozbawiło? - zapytał Duff.
- Hahahaha! No to posuniesz się? - śmiał się Slash.
- Erotoman. - skomentowałam. - Jedźmy już, bo potrzebujecie prysznica. - na te słowa Steven powąchał się pod pachami.
- O kurwa. I chyba cała skrzynka mydła. - odparł Adler. Izzy właśnie usiadł na miejscu kierowcy, a Axl zajął miejsce koło Slasha.
- Posuń się! - krzyknął do gitarzysty na co ten znowu zaczął się śmiać. Axl spojrzał na mnie i Duffa pytającym wzrokiem. McKagan jednym gestem wytłumaczył mu całą sytuację.
- Erotoman jebany. - mruczał pod nosem Rose. Izzy odpalił vana i ruszyliśmy w stronę hotelu. Ulice opustoszałe, za to jak przejeżdżaliśmy koło barów i clubów to widać było, że są przepełnione. Jest! Wielki neon "Arizona Hotel". Bardzo kreatywna nazwa, zważąjąc na na to, że jesteśmy w Phoenix w stanie Arizona. Wysiedliśmy z vana i udałam się do recepcji po klucze. Recepcjonistka, która robi wrażenie jakby pracowała tam za karę, wydała nam klucze i podałam każdemu z nich. Axl spojrzał na numer pokoju i westchnął:
- Kurwa 10 piętro. Wyżej się nie dało... 
- Z tego co wiem, to czwarte piętro jest wolne. - oznajmił Duff.
- No tak, przecież lepiej, żeby kurwa wynająć najwyższe piętro. Kurwa niech ja tylko Toma dorwę. - wściekł się Axl. Nagle usłyszeliśmy śmiech Slasha.
- A temu co znowu kurwa tak wesoło? - zirytował się rudy. Gitarzysta pokazał nam numer swojego pokoju: 669 z czego zwrócił uwagę na dwie ostatnie cyfry.
- Ja pierdole Slash zboczeńcu. - skomentował Rose. Wsiedliśmy do windy, która zawiozła nas na 10 piętro. Spojrzałam na drewniany breloczek od klucza. Pokój numer 666. O ja pierdole też mi liczba. No to zaczęłam szukać. Kurwa gdzie ten pokój?
- Jess tutaj! - usłyszałam krzyk Duffa i wskazał na bordowe drzwi.
- Oo dzięki. Ja to jestem ślepa. Masz pokój obok mnie?
- Nom. 665. Jakbyś czegoś potrzebowała to wiesz gdzie mnie szukać. Tam na marginesie, fajny pokój ci się trafił. - uśmiechnął się.
- A rzeczywiście. Dobra to ja idę do mojego szatańskiego pokoju. Do jutra.
- Chyba do dzisiaj. Jest 3 w nocy.
- No to do zobaczenia za parę godzin. - uśmiechnęłam się i weszłam do pokoju. Wyglądał nawet nieźle. Ważne, że łóżko wielkie i wygodne. Szybko wskoczyłam pod prysznic. Wskoczyłam w pidżamę i wtuliłam się w poduszkę. Trochę się powierciłam z boku na bok, ale po dłuższej chwili zasnęłam.


Axl

Ja pierdolę, która godzina? Odwróciłem zegarek, który stał na szafce w moją stronę i spojrzałem na godzinę. 10.30. O 12 mamy stąd spierdalać. Ale miałem pojebane sny. Czasem się boję o moją psychikę. Pora na jakieś dobre śniadanko. Gdzie ten jebany telefon. Kurwa w drugim końcu pokoju. Ruszyłem swoje dupsko i wykręciłem numer do recepcji i zamówiłem śniadanie. W międzyczasie pójdę się ubrać. Nie otworzę babce w samych gaciach. Żeby ona chociaż ładna była. Dobra, jakieś spodnie mam, koszulkę też. Już dzisiaj będę w domu. W końcu kurwa. Odpocznę w swoim pokoju. Usłyszałem cisze pukanie do drzwi. Śniadanie. Otworzyłem i podziękowałem. Kurwa od kiedy ty tak kulturalny Rose. Zjadłem raz dwa te naleśniki i poszedłem zobaczyć co z resztą. Za pół godziny powinniśmy już bym wymeldowani. No to lecimy pokolei. Obok mnie spał Izzy. Ten wziął przykład ze mnie i wpierdala śniadanie. Steven ogląda telewizje. Slasha musiałem dobudzać. Duff właśnie się ubierał. Powyzywał mnie trochę. Kurwa no sorry. Jessy właśnie wyszła z pod prysznica. Czyli wszyscy na nogach.


Jessica

No, wymeldowani i spakowani. To ruszamy do domu. Czeka nas jakieś 10 godzin jazdy. Pierwsze trzy godziny prowadził Duff. Ale dzisiaj był upał. Klimatyzacja włączona na maksa, więc to ratowało nam życie. Axl ze Stevenem jeszcze musieli się zadowolić zimnym piwkiem. Też bym nie pogardziła, ale pewnie będę musiała prowadzić. Ja siedziałam, że Slashem, więc podczas drogi się nie nudziłam. Uwielbiam jego towarzystwo. Można z nim pogadać i żartować o wszystkim. Ok. 15 Duff oznajmił, że już nie chce prowadzić, więc ja zajęłam jego miejsce. Chłopacy prosili żebym się zatrzymała na najbliższej stacji, bo zgłodnieli. No mój brzuch też się domagał jedzenia. Przy okazji zatankujemy vana. Godzinę drogi później była stacja. Duff z Izzym poszli po jedzenie, a ja w międzyczasie zatankowałam. Chłopcy wrócili z hot-dogami i colą. Najedliśmy się i ruszyliśmy dalej. Około 19 zmieniłam się z Izzym. Usiadłam koło brata. Położyłam mu głowę na kolana i zasnęłam.


Axl

No teraz muszę dobudzić tę małą księżniczkę.
- Jess, już jesteśmy. Wstawaj. - pogładziłem ją po policzku. Ta przeciągnęła się i wstała. Na widok domu uśmiechnęła się. Jechaliśmy 11 godzin. Wyczerpująca była kurwa ta podróż. Teraz marzę aby wskoczyć do mojego jebanego wyra. Wszyscy wysiedli z vana i podążyli w stronę czarnych drzwi. Posiadaczem kluczy byłem ja, więc chujki musieli na mnie poczekać.  Otworzyłem drzwi i wszyscy ztaranowali się na wejściu.
- Ja zajmuję łazienkę! - krzyknął Steven.
- Ej nie! Kobietą się ustępuje! - krzyknęła Jessica.
- Nie tym razem kochana! - i Popcorn popędził na schody.
- A będziesz coś chciał! - krzyknęła za nim Jess. Izzy poszedł robić tosty. Kurwa złoty chłopak z niego. Slash już przeszukuje zawartość barku. 
- Jess, a co z moimi obiecanymi Danielsami? - zapytał.
- Jutro ci kupię, obiecuję. - uśmiechnęła się siostra. Ja usadowiłem się na kanapie. Obok leżał wyczerpany i głodny Duff. Izzy przyniósł pierwszą porcję ciepłych tostów. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.